...Wiesz co się liczy...
...W tym pieprzonym mieście...
Słońce niszczy cerę, odór spalin zatruwa płuca
Pali kwaśny deszcz, gdzieś od wschodu nadciąga burza
Wiatr zelżał, duszno, mniej tlenu pompuje serce
Krople deszczu uderzają o martwe powietrze
Krople potu łez, rozpacz zgniłych dusz, zatrutych serc
W prochu i pyle miasto okryte kirem
Pasożyt gnije w blokach, miejscowa klaustrofobia mdli
Świt przerywa czasem najpiękniejsze sny
Gdy sklepienie nieba rozcina zmrok co dnia
Szatan pamięta, ale Bóg dawno o nas zapomniał
O nas, o naszych rodzinach i domach
Wiarę zabija, ludzi pochlania ziemia niczyja
...Moje miasto...
...To podwórka i ksywki...
...Każda miejscówka osiedlowa...
...Od Zielonych Wzgórz po Piasta...
...Wiesz co się liczy...
...Pieniądz kochany...
...W tym pieprzonym mieście...
Człowiek błaga o sen, za oknem mrok drapie w szybę
To miasto wkurwia go, zło martwe i żywe
Ta noc na ciężkich nutach gra tutaj melodie
Blok na blok rzuca cień, one płoną jak pochodnie
Gość ma problem, na boku wali interesy
Na rogu leją wódę, a ktoś patrzy im na plecy
Kilka sztuk z imprezy buja się 306
A w tym mieście jak się bawisz to pijesz na grubo
Stąd ludzie emigrują, im los nie był uczciwy
Chłopaczyn znam z imienia, a nie których tylko z ksywy
Z perspektywy lat, brat widzę to dopiero teraz
To z kim trzymać i kiedy kroi się grubsza afera
I choć to miasto żyje w sercach naszych z naszych pieniędzy
Ma tyle grzechów głównych ile jest głównych dzielnic
To tu gdzie nieba błękit, beton na skłotach przyćmił
Trafienie szóstki w totka dla wielu szczyt ambicji
Niepewność co cię spotka jutro, wygryzie wczoraj
Jest jak jebanie dziwki w burdelu bez kondona
Podwójne ego skojarz w kościołach zamiast Boga
Masz tych co liczą jego podobizny na banknotach
Złe miejsce i zły czas, zastał nas pełnych gniewu
Ten rejon stracił blask jakieś dwie dekady temu
Bliżej nam do PRL'u niż do technologii z Tokyo
A i tak, nie wiedzieć czemu, wierzę w to miejsce mocno
Minęło ponad rok długi, wracam tu by postawić krok drugi
Ten sam blok, smugi, to samo miejsce, mój Białystok
Lubić da się to Podlasie, imię naszej chluby
A może naszej zguby, za Bugiem mówią o nas Polska B
Tutaj każda z ulic jest jak u nich Kolska
Bej pije piwo, jakaś pizda wezwie psy
A tutaj Marriott to izba wytrzeźwień
Ty przyjedź, zobacz jak pchanie tu życie
W tym pierdolonym mieście, którego tak nie lubicie
W tym pierdolonym mieście, które tak kocham
Jak polskich emigrantów Anglia macocha
Tak wyszło, twardo stoję bez sentymentów
Białystok miasto moje, cmentarz talentów
Nie pamiętasz momentów od kołyski aż po grób
My i to osiedle gdzie rzadko bywa Bóg
...Moje miasto...
...To podwórka i ksywki...
...Każda miejscówka osiedlowa...
...Od Zielonych Wzgórz po Piasta...
...Wiesz co się liczy...
...Pieniądz kochany...
...W tym pieprzonym mieście... ...Wiesz co się liczy...
...W tym pieprzonym mieście...
Słońce niszczy cerę, odór spalin zatruwa płuca
Pali kwaśny deszcz, gdzieś od wschodu nadciąga burza
Wiatr zelżał, duszno, mniej tlenu pompuje serce
Krople deszczu uderzają o martwe powietrze
Krople potu łez, rozpacz zgniłych dusz, zatrutych serc
W prochu i pyle miasto okryte kirem
Pasożyt gnije w blokach, miejscowa klaustrofobia mdli
Świt przerywa czasem najpiękniejsze sny
Gdy sklepienie nieba rozcina zmrok co dnia
Szatan pamięta, ale Bóg dawno o nas zapomniał
O nas, o naszych rodzinach i domach
Wiarę zabija, ludzi pochlania ziemia niczyja
...Moje miasto...
...To podwórka i ksywki...
...Każda miejscówka osiedlowa...
...Od Zielonych Wzgórz po Piasta...
...Wiesz co się liczy...
...Pieniądz kochany...
...W tym pieprzonym mieście...
Człowiek błaga o sen, za oknem mrok drapie w szybę
To miasto wkurwia go, zło martwe i żywe
Ta noc na ciężkich nutach gra tutaj melodie
Blok na blok rzuca cień, one płoną jak pochodnie
Gość ma problem, na boku wali interesy
Na rogu leją wódę, a ktoś patrzy im na plecy
Kilka sztuk z imprezy buja się 306
A w tym mieście jak się bawisz to pijesz na grubo
Stąd ludzie emigrują, im los nie był uczciwy
Chłopaczyn znam z imienia, a nie których tylko z ksywy
Z perspektywy lat, brat widzę to dopiero teraz
To z kim trzymać i kiedy kroi się grubsza afera
I choć to miasto żyje w sercach naszych z naszych pieniędzy
Ma tyle grzechów głównych ile jest głównych dzielnic
To tu gdzie nieba błękit, beton na skłotach przyćmił
Trafienie szóstki w totka dla wielu szczyt ambicji
Niepewność co cię spotka jutro, wygryzie wczoraj
Jest jak jebanie dziwki w burdelu bez kondona
Podwójne ego skojarz w kościołach zamiast Boga
Masz tych co liczą jego podobizny na banknotach
Złe miejsce i zły czas, zastał nas pełnych gniewu
Ten rejon stracił blask jakieś dwie dekady temu
Bliżej nam do PRL'u niż do technologii z Tokyo
A i tak, nie wiedzieć czemu, wierzę w to miejsce mocno
Minęło ponad rok długi, wracam tu by postawić krok drugi
Ten sam blok, smugi, to samo miejsce, mój Białystok
Lubić da się to Podlasie, imię naszej chluby
A może naszej zguby, za Bugiem mówią o nas Polska B
Tutaj każda z ulic jest jak u nich Kolska
Bej pije piwo, jakaś pizda wezwie psy
A tutaj Marriott to izba wytrzeźwień
Ty przyjedź, zobacz jak pchanie tu życie
W tym pierdolonym mieście, którego tak nie lubicie
W tym pierdolonym mieście, które tak kocham
Jak polskich emigrantów Anglia macocha
Tak wyszło, twardo stoję bez sentymentów
Białystok miasto moje, cmentarz talentów
Nie pamiętasz momentów od kołyski aż po grób
My i to osiedle gdzie rzadko bywa Bóg
...Moje miasto...
...To podwórka i ksywki...
...Każda miejscówka osiedlowa...
...Od Zielonych Wzgórz po Piasta...
...Wiesz co się liczy...
...Pieniądz kochany...
...W tym pieprzonym mieście...