Cztery ściany okrył mrok, zamknął ciężką powiekę
Myśli się zderzyły z realiami...Dla snu requiem
Lekkie myśli toczą bój z tymi ciężkimi...
To nie takie proste, ból jak los zawiły
Łzy, które goszczą na twarzach zbyt często
"Nie płacz" mówisz.. Definiujesz słowo 'męskość'
Nie widziałeś łez matki jak dusił ją smutek
Miłość rozszarpana..łzy śmiercią zaszczute...
Nie widziałeś jak czyta nekrolog, spuszcza wzrok
Oddech jej zamiera jak w duszy głos..
Czasu nie zawrócę, miałem ojca, los to przyćmił
Świat o tym zapomni...Ja nie...Odszedł ktoś bliski...
Stale myśli krążą, tematy odległe
Odebrać sobie życie?! Życie jest tylko jedne...
Patrząc na pętle, co myślałeś, że to zero?
To rozpaczy złość osiąga apogeum
Kilka sekund i zostało wspomnienie..
Ból ugasza szczęście, równowaga tworzy ziemię
Cichy szelest, z podwórka płacz
Szare bloki nie odbiegają od schematów
Nie każdemu od startu pisane było wiele
Ale każdy może mieć to coś...Mieć nadzieję...
Wiara w siebie jak bezcenny kruszec
Z niej czerpię siłę, fundamenty smutku burzę...
Osiągam cele, wybiegam ponad przeciętność
Nie oglądam się za siebie wzrasta życia tempo
I nagle przeźrocz przykrywa tren...
Odsuwam się od tego noc oplata mnie snem...
Niebo pełne gwiazd, księżyc w kwadrze pierwszej
Chłodny wietrzyk przewiał duszne powietrze
Wszechobecna cisza, mrok co dzień pochłonął
Na 5 minut przed snem myśli się mnożą..
Rodzą się miłości gdzieś tam w tym mieście
Nie myślę jednak o nich 5 minut przed snem
Miłość? Tę odnalazłem ostatnio...
Na ścianę rzuca cienie lampki blade światło
Chcę zasnąć...Czy o zbyt wiele Cię proszę?
Trzymaj jak najdalej ode mnie złe myśli Boże...
Bezsenność? O niej nie było mowy kiedyś
Kolejne pytanie zostaje bez odpowiedzi...
Gdzie ten sen co na umysł spływa lekko?
Gdzie jest ten moment gdy powieka staje się ciężką?
Gdzie sen? W jego objęciach osiedle...
Nie wiedzieć czemu mnie omija szerokim kręgiem
Zerkam przez okno na asfaltów wstęgi
To cel uświęca środki, nie tłumaczą się zwycięzcy
Z tym zmierzę się jutro wrócę na obraną drogę
Sen...tylko tego chcę na ten moment
Przemyślenia, które bolą, bezsenną nocą
Ruchy kierowane bezkresną wściekłą emocją
I nagle łamie sen...łagodzi stan...
Więc zamknij oczy, śnij jak ja...
Od 21 lat patrząc w lustro codzień
Widząc tą samą twarz przesiąkniętą niepokojem
Te oczy smętne, tak jakby za mgłą wciąż
Widzisz nieraz ronione łzy przez głupią złość...
To co uleciało już dawno jest za nami
Otwieram nowy rozdział nie patrząc na ten stary
Czasami zastanawiam się co dalej będzie z nami
Wspomnienia, które wracają szare jak pergamin
O tych, którzy odeszli i nie tylko z wyboru
Śmiercionośna subkultura i jej wielu autorów...
Spędzony sen z powiek...Dla wielu ludzi
Tyle marzeń pogrzebanych, których nigdy już nie wróci
Czas pędzi nadal i nie cofa się przed niczym
Nie każdy kto ma nurtujący problem głośno krzyczy...
Przez te kilka minut przed snem byłem gdzie indziej
Westchnę, śpię..już nie, już sen mnie przerósł
Więc te panaceum nędzne...nie daje zasnąć
Pędzę, wiem, już mam dość! Twierdzę, że mam dość
Na złość płacz i zazdrość, więcej nie da rady ogarnąć
Serce zasnąć nie chce, a może sen to tylko sen
Snem byłby wiem i śniłby się świat świetny
Świetny świat nidorzecznych wad
Prawd, lat najlepszych, wszak po lepszy fart, w tych wersach wiersz i płacz
Wersy, płacz o rodzinie, i my i niebo z nimi
Byłem tam kilka chwil i płakałem przy nich
Finisz...łzy zmazały nawet tych najtwardszych image
Najzagorzalszych...adrenaliny zastrzyk..finisz..
Widzisz przed oczyma mam mgłę, kadr za kadrem
Padłem na ziemię nagle, na niebie także zauważyłem tęczę w kadrze
Śniłem wszak, że patrzę w otchłań szlak trę na tle doznań
Los daje mi szansę, zacznę wierzyć w siłę symboli
Momenty tiumfu woli, buntu i paranoi
Powoli śmiało pompują gniew, krew systemy aort
To deja vu i coś co trafił tarot mi się śni
Wyimaginowany skąpany wstyd smutku
Wkomponowany w te rany to ma mocnego całego trującego bluszczu
Z bluszczu sny te wypędź z półsnu, ty też spójrz tu by tę psychikę (?)
Może to to że przecież nie spię, a może zanim zasnę
Do snu się złożę (większosc?) zginie jak trawa ścięta mrozem