[Verse 1: Deys]
Dawno nie daję się nikomu zwodzić
A świat tu i tak się na mnie zanosi
Sylwetka tańczy, a moje emocje na twarzy
Zostają wciąż jak Jabbawockeez
Kurewsko zdolny, tak łatwo przychodzi mi większość rzeczy, które chcę
Proste, że czuję różnicę do reszty i pewnie dlatego ich drażni mój śmiech
Damn! Deysik za miły na grę, damn! Trochę za skromny na fame
Flame - krzemienie w strunach i, wiesz, ślę na suchą bajerę iskrę
Wątpię, typie, czy ktoś przy fanbase'ie takim jak ja zarobił na płycie choć porównywalny hajs, a
Tego roku dopilnuję jak lamusów matka, swatasz mnie z muzyką, bo, jak jednostka specjalna
Nie wyjdę żywy, niech reszta policzy na pogodne jutro jak Boreasz wichry
Masz dobre uszy, to jestem w żywiole jak Tyson przy stole na Twojej wigilii
Za szybko wczuwam się w ludzi, to prawda - te korki z egoizmu nic nie pomogły
Myślę o kiedyś domkniętym na teraz, niezdolny do chwytów przy chwilach ulotnych
Cenię sobie odległości, chcę nie własny wstyd, stale na świeczniku chowam się jak nikt, ej
Kilka wad, kilka cech, rozjebany charakter, defence, żebys tak na serio nie zobaczył mnie
Nie wszystko zależy ode mnie i to zabiera mi mój lot
Jakie to, jakie to, jakie to, jakie to, jakie to uczucie, gdy zawodzi wszystko?
[Hook x4: Deys]
Czarne ciuchy, trudne wersy, skateparki i melanż
Czarne ciuchy, trudne wersy, dragi, dystans, wiedza
[Verse 2: Deys]
Łapię Cię na tym, że jak już zapukasz, to pewnie po to, by za chwilę wyjść
Jak Sheldon Cooper do trzech razy sztuka - świadomość życia mnie męczy jak nic
Powrót do miasta i znowu się witam - to "siema" odmienia się, kurwa, przez wszystko
Na Audiogramy musiałem wyjechać, bo przepych tych ludzi mnie zmienił w zjawisko
Dziś miało być coś więcej, niż ta improwi-wizacja w nic
Dziś między kierunkami nawet kompas pyta mnie: "Quo vadis?", ej
Mimo wszystko to tylko psychika, nie? Mimo wszystko oczyszczą mnie przecież, nie?
Marny ze mnie katechumen, ale beze mnie będzie więcej cięć gdzie nie chcę
Więc świat należy do odważnych, ale nie ma mocnych, bo mi atas w zębach niesie akt własnościi, i
Szkoda słów, żeby szargać ich, nie masz takiej równowagi, żeby stawać na przeszkodzie mi
Jeśli jestem tu nie tak, to na bank w tym piekle nie zostanę sam jak ocean przecież
Dobre chęci, powiem Ci, niekoniecznie, wybrukują mi tam osiedla, ale talentem
Coraz częściej w takich miejscach, że "ja" to trudny termin
Wołam o rzeczy, które chcą mnie wypluć w dzień jutrzejszy
Znowu idę, żeby się zaplątać z czegoś im, to gordyjska trajektoria, ej, elo
I to zamęczy, bo musi być coś innego, niż że polecą nam głowy Kieślowskiego
[Hook] [Tekst - Rap Genius Polska]