- You're crazy!
- I'm not crazy, I just don't give a f**
Te sto wersów nagram na raz I porobię print screeny
Bo jestem dobry w chuj I chcę, byście mi uwierzyli
Albo dam takie pancze, by wam raz na zawsze zamknąć paszcze
Pokleję po wersie, by się srali leszcze jeszcze bardziej
Typy dalej nie wiedzą czy jestem dobry czy słaby
Na forum im nie powiedzą, a linijek nie skumali
Dupy dalej nie wiedzą czy jestem ładny czy brzydki
Będą klipy full HD, aż wam powykręca pizdy
Moje wersy tak poważne, że musisz traktować serio je
Jak nie to będę musiał potraktować serią cię
Spytaj swojej niuni, ona dobrze też to wie
Tylko gdy myli zaimki mówi do mnie ‘pierdol się',
Ehe, ehe – chuj z tym bitem, będzie pite
Leży flaszka za głośnikiem, zdrowie tych
Którzy nie potrafią tak jak ja
38 milionów Krajówek do dna
Jest tu paru kapitanów na szerokich wodach
Którzy płytką treść próbują ukryć w głębokich słowach
Te mądrości bardzo ważne, przecież liczy przekaz się
Wiesz co się rymuje z ‘charakteropatia'?
Ja nie, za to mam parę rymów do ‘jebać cię'
Mów co chcesz, a właśnie tak gram ten rap ja
‘ja', fajne słowo – ‘ja', a nie ‘my'
Jebać moralizowanie, nie nauczę cię jak żyć
Bywa chujowo, kiedy każdy chce coś zmienić w tobie
Ale spoko, ja nie będę Chimerycznym Lokatorem
Tych co mi wchodzą w drogę, to pakuję w czarne worki
I wysyłam windą w dół, wysiadają na dziewiątym
Podejście do życia raczej jak Palahniuk, nie Bukowski
A jak nie wiesz o co chodzi, kurwa, zacznij czytać książki
Albo dalej słuchaj rapu I się wzruszaj
Wersy bolą jak pisane gwoździem z dłoni Jezusa
Raperzy mówią prawdę, choć to prawda chuja warta
Ciągle pierdolą to samo #prawda uniwersalna
Niech zbierają syf, kiedy na nich pluję; popk**er
I tak ich gówno ktoś tu wypromuje; Popk**er
Nucę im to do poduszki I życzę słodkich snów
Jak się nie obudzą, wybacz; usypiacz psów
Jeśli chodzi o mnie, to po prostu jestem lepszy
Wiecznie pierwszy, resztę pieprzyć
Wiesz, że leszczy jeszcze setki wersy kreśli bez krzty werwy
Grzeczni, piękni, lecz ich teksty są strasznie chujowe
Chujowe, a ja jaja robię z nich jak są kiepscy
Te linie za parę lat będziesz cytował z pamięci
Chyba, że to popierdolę, bo popić wolę
Wpadnę w paranoję I sięgnę po pistolet
I pow! pow! po pogotowie dzwoń I powiedz, ziom
że dorwał jakiś pojeb broń, ci robi dziury w głowie nią
Paru tu chce oddawać życie za muzykę
Teraz oddają,a mówili, że hip-hop ich życiem
Który tu chce ginąć za rap, zaraz go odjebię
Skurwysyny, zamiast o muzykę, zadbajcie o siebie
Za zapisane kartki chcą stawać do walki
Lepiej bronią swych idoli niż broniliby matki
Idioci, kurwa, co za jebani idioci
Bez pomocy nie uda mi się ich wszystkich wypatroszyć
Zginąć to mogę za ziomków, nie za rap, co mi chuja dał
I chuja da, bo bym tu umarł sam jakbym się wczuwać miał
Czasem trzeba poświęcić wiele, by coś wyszło
A chuj z tego zrozumiałeś, jeśli zawsze miałeś wszystko
Nie chcę fanów, co szukali w rapie mądrości życiowych
A najcięższa droga, jaką przeszli, to z domu do szkoły
Mam apel do tych młodych słuchaczy – wypierdalać
Chuja wiesz o życiu, to od rapu łapy z dala
Połowa nie skuma, że zapisałem o nich pół kartki
Pod trackiem dadzą łapki w górę – wstyd przyznać
Pierdolę wasze lajki, wasz hajs, wasze matki
Do rapu trzeba dorosnąć jak Onar; zły przykład
życie rapera jak życie księdza z Tourretem
Ciężkie I nigdy nie wiesz co możesz powiedzieć
A robią z tego religię, pisać rapu Biblię chcą
Nie przestaną, dopóki im ktoś nie podziurawi rąk
Ja mam wyjebane na to, co jest ważne dla krytyków
Moje flow? byleby się nie wyjebać z bitu
Gęsto czasowników, często Częstochowa grana
Przez to klęczą na kolanach, więc to pielgrzymka udana
A ty nie dziw się, że każdy będzie srał na ciebie
Jak twoja muzyka to środek na zatwardzenie,
Niejeden ma marzenie, żeby tu stać na scenie
Liczy na deszcz braw, leci grad butelek
To jest rap, jak ktoś tu padł na ziemię
To go kop z innymi, nim zaczną się brać za ciebie
Przeciętni raperzy grają dla przeciętnych słuchaczy
Nowe pokolenie, gdzie pomysł na siebie chuja znaczy
Trzeba mieć odwagę, by nawijać o miłości
A kopiowanie trendów ze Stanów to powiew świeżości
Jestem świeży jak pierdolona poranna rosa
Tak mocno sram im na japy, że czują wiatr we włosach
Mów mi RIP, bo rujnuję im plany, nic nie rozkminią
Wyczuję każdy ich ruch, jak moja ksywka od tyłu
Raczej innych pierdol, raźno idą parami na rzeź
Rozpętam im piekło, wezmę rożen I pójdę coś zjeść
Tylko mi potem nie mów, że nie ostrzegałem
Kraków rozkurwił I będzie rozkurwiał dalej
Rozpętałem burzę I burzę obiekty westchnień
Byłbym tchórzem, gdybym zapomniał po co tu jestem
Chcesz mnie czy nie chcesz, zostanę trochę jeszcze
Nie jako jeden z tych, co tylko zajmują przestrzeń
Wiesz, że nie przyszedłem z myślą o hologramach
Zrobię jeszcze trochę gnoju, no I mogę wypierdalać