[Zwrotka 1: Uszer zDP]
Chcę flotę i gablotę, na robotę jestem chętny
Trzeba tyrać na te polskie złote i zacisnąć zęby
Te kwotę, ok, liczyć nie dupa w fotel z niczym
Nie pomoże totolotek, potem głupa rżniesz z ulicy
Co, nic nie da bieda, jesteś winien sam
Bo ziomy, krecha, banknot, czeka Cię bagno
Tyra za minimalną, tragikomedia; Darwin
Nie masz wyboru, bierz, wiesz - praca nie hańbi
Miałeś swoje 5 minut, żeby mieć ten Polski sen
Olałeś pomocną dłoń, skreśliłeś wszystko
Kradłeś, ćpałeś, ziom traciłeś grunt i tlen
Nic zjadła rzeczywistość, a towarzystwo
Przykro, że tak wyszło, nie dała przykładu matka
Zajebałeś przyszłość; meldunki na psach
Widać smutek kiedy patrzysz nam w twarz
Bo z jednej strony ziomek, z drugiej strony lustra kłamca
[Zwrotka 2: Kiju]
Będę martwym przykładem, że zdobywasz to co chcesz
Ale jak nie mieć zadrapań, ocierając się o śmierć
Bez mydlenia oczu, za błędy tu winię siebie
Chociaż z plamą na honorze, jednak czyszczę atmosferę
Moja droga się skraca, z każdym spalonym mostem
Jeśli sam tego nie przejdę, to poniosą mnie emocje
Światło w tunelu, już często go tutaj nie ma
Sam często miałem świecić przykładem
Jeszcze zanim wyjdę z cienia
Wciąż mnie nie kręci chodzenie w stadzie mrówek
Za swą myśl, że coś się święci, bo na to pluję
Patrzę tylko na własne błędy, bo chcę szacunek
Nie mów mi kurwa co jest trendy, bo mam to w dupie
To mój orszak, nie wyjdę przed szereg
Wbijam chuja w to, nim w końcu mają w tym interes
Jesteś bez winy, to pierwszy rzuć kamieniem
Ja trafię w samo sedno, jeśli rzucę go za siebie
[Zwrotka 3: Penx]
Yo, znowu dałeś dupy, a potrafisz srać się jeszcze
Łykną tanie bzdury, przestaje was trawić leszcze
Śmiecie zostaną zawsze już kurwa sami
Wszędzie karmieni kłamstwem i sucharami
Wchodzę i co jest, nie powiesz - Boże, ej co za bezsens
Jeden chce a nie może, drugi może a nie chce
I że komuś gorzej powiesz, że chujowy jesteś
To podpowiedz sobie chłopie, co żeś zrobił wcześniej
By być lepszym teraz i pieprzyć schemat
Źle ci leży ten rap, ciężko przejrzeć, muszę skreślić zera
Jeden zero, miałeś przyjaciół, lecz ich nie ma
Chore przyjaźnie, w porę błaźnie ogarnij, to pech istnienia
Dwa zero dla mnie mam swoją armię i fajnie jest
Twoje istnienie traktuję tu zero jedynkowo
A jeśli kiedyś kurwa klaunie olałeś mnie
Wiń siebie, sram na Ciebie bezwarunkowo
Kurwo!
[Zwrotka 4: Eripe]
Tu nie ma miejsca na pretensje, przecież to na nic
Maniery na bok, w złym guście; pretensjonalizm
Nauczyłem się, że jak chcesz więcej to wyszarp
Prawo jungli, liczy się lwie serce jak Ryszard z Klanu
Gdy wokół burdel, to trzeba jaja mieć
Antykoncepcja na życie tutaj to zalać się
W trupa i starać się nie upaść na glebę
Skumasz, jak skapniesz się, że słuchasz sam siebie
I nie ma tego złego, co by nie mogło być gorsze
A jak jeszcze tego nie widzisz, to musisz dojrzeć
Nie jeden się sfilmował, teraz mu przykro
Bo jedno mówił, drugie robił, a winił synchro
Jak jesteś głupi i nie wiesz do czego dążysz
To na dzień matki kwiaty stawiaj obok kobiety w ciąży
No bo trzeba żyć umieć, wstyd tu jest gnić przecież
Jak to spierdolisz, no to winszuję - wiń siebie