[Zwrotka 1]
Mam w sobie ogień co płonie jak śródmieście w Bostonie
I to nie koniec, dłonie zaciskam na mikrofonie
Swoje robię, żeby z czarnej owcy stać się czarnym koniem
Choć się od porażek bronię, nikt nie powie "Ty bufonie"
Rozkmiń ironię ziomek, ładuję ostre naboje
Wyścig zbrojeń, ja i bit - duet jak Noreaga-Capone
Ciosy w skronie, nie odpowiesz, bo na kontrę nie pozwolę
Twoje sk**e a moje to jak worek przy Tysonie
Jestem pewny siebie, pełny werwy, energii i nie wiem
Co musiałoby się stać, bym zwątpił że coś zmienię
I to poczucie nie zniknie, z God is my witness
Chociaż pierdolę trójcę, jak Keanu w Matrixie
Spróbujesz wejść mi w drogę, to zemsta będzie słodka
Poczekam do czasu aż będziesz spodziewał się potomka
Jak dziecko przyjdzie na świat, poczujesz się urażony
Kiedy zrobię z niego pierdolone dil*o dla twej żony
[Zwrotka 2]
To nie rap do kiwania głową, chyba że z podziwu
Styl tak brudny, boję się tylko kontroli sanepidu
I nie mów mi tu żebym zwolnił czy się pohamował
Proste że gram jak chcę, a nie jak mi każe moda
Nie skumają tego te zakompleksione cioty raczej
Chociaż nie uczą biologii mają w chuj szkieletów w szafie
Pójdę na terapię, daj psychiatrę najlepszego w kraju
A po sesji ze mną już nie wyjdzie z lękowego stanu
Nie doceniali mnie cwele, jakby znali moją przyszłość
Proste że nie muszę nic, skoro mogę wszystko
Albo jeszcze więcej, śmiesznie będzie jak coś wreszcie pęknie
We mnie, pięknie pewnie niezbyt chyba że ktoś lubi rzeźnię
Nieźle, raczej furory nie zrobię
Weź mnie znienawidź za to że się nie pierdolę
Własny styl nie da szacunku, na nic tutaj trudy
Lepsze bezpłciowe miałkie, pseudo mądrości z dupy Tekst - Rap Genius Polska