[Verse 1]
Chyba w końcu odnalazłem patent na życie, więc
Jadę z tym, kładę rym i pasję na bicie
Teraz nie przestaję krzyczeć choć milczę paradoksalnie
Nie muszę nic mówić bo moje wersy robią to za mnie
Sram na śpiewane refreny i autotune'a
To nie muzyka którą puszczają DJ'e w klubach
I mam ubaw gdy raperzy nagrywają z Pop gwiazdami
I ten syf tłumaczą szerokimi horyzontami
Ej co jest z wami kurwa, przecież to nie takie trudne
Gówno pozostanie gównem nawet posypane cukrem
Ci weterani sami nawet już nie wierzą w sukces
Zardzewiałymi gwoździami zbijają własną trumnę
Ja patrzę na nich z oddali, na twarzy szyderczy uśmiech
Zostali sami na sali, posyłają wersy w pustkę
Pojebani, chujową muzykę tłumaczą gustem
Z takimi tekstami wstydził bym się nawet mierzyć z lustrem
[Verse 2]
Pewnie mnie nie znasz, żaden ze mnie hustla czy gangsta
Zwykły chłopak co chce dawać rap na kompaktach
Każdy props to motywacja, ciężko mi namieszać w głowie
Nie nawijam o progresie, tylko go kurwa robię
Zbij pionę, albo zhejtuj, obojętność jest najgorsza
Nie boję się krytyki, na szczyt ciężko jest się dostać
Zwłaszcza tutaj gdzie co drugi to zawistny kutas
Łatwiej niż pomocną dłoń jest dostać jest na mordę buta
Jebać wszystko, nie od dziś to moje motto, wierz mi
A niech leszcze myślą że przyszłość wygrają na loterii
Tu nie ma nic za darmo, walcz albo przegrasz znów
Sprinterzy bez nóg, ścigają się licząc na cud
Rap scena? Tu co drugi jest królem podziemia
Ode mnie mogą dostać berło do opierdolenia
Bo wszyscy samozwańczy królowie już polegli
W koronie z cierni zdechli nie na krzyżu, a na pętli