Na początku były dwie krainy
Między którymi strumień zimny rozdzielając płynął
I był ten, który był tego przyczyną
Najwyższy wezwał tych, a oni przyszli
Nagrodził ich za ich dobroć i mądrość
Mówiąc będziecie rządzić tymi krainami odtąd
Pierwszą objął ten, który życie dawał
Drugą ten który mógł na jego odebranie skazać
Tętniło życie w pierwszej krainie
I niosło wszystko co tylko mogło przynieść
Słońce wstając niosło sobą dzień jasny
Noc gdy ostatni za horyzontem promień zastygł
I tak w doskonałym cyklu
Zaroiło się od roślin, zwierząt, człowiek się wykluł
A żeby ten ostatni mógł potomkom dać do życia przejście
Pan dał im miłość, która zarazem była szczęściem
I wezwał go najwyższy
Mówiąc już stworzyłeś wszystko czyniąc świat doskonałym
Daj ludziom żyć samym i odpocznij wreszcie
I ludzie żyli sami
Czuli, że ich żywot z dwóch nici jest utkany
Lekka radość, czasem w sercu smutku kamyk
A gdy spostrzegli to, stanęli ze skargą przed nim
On słuchał jak człowiek się ze smutku zwierza
Po czym rzekł niech miłość was pociesza
Dałem wam jej siłę żeby zdjęła
Smutku ciężar
I ludzie żyli dalej dając sobie miłość a czasem i z jej siłą
Mimo krainy Boga zaczęło dzikich jagód, owoców, miodu brakować
Wtedy ci najmądrzejsi poszli w lasy wyrwać drzewa
Zasiać zboże by głód przerwać, tak powstała praca ciągła
Ludzie nie mogli przestać a z niej trud
Który zrodził zmęczenie więc ruszyli ze skargą znów
By stanąć przed tym, który dał im istnienie
Panie pracujemy dniem i nocą, ciała mamy słabe
Jest nam źle, nie mamy jak odpocząć nawet
Dobrze, dam wam sen odpowiedziało Bóstwo
A z nią trud i zmęczenie wspólnie z wami usną
(tylko tekstyhh.pl)
Sen koił smutki, na nowo dawał siły
Chwalili go ludzie i błogosławili
Mówiąc, że lepszy jest niż życie na jawie
Bo gdy tylko się przebudzą wraca moc trawień
Panie błagamy spraw by sen był wieczny
Prosili po raz trzeci
On zagniewany prośbą rzekł by ludzie usłyszeli sprzeciw
Tego dać wam nie mogę, ale jeśli takie jest wasze pragnienie
Idźcie dalej tam do krainy oddzielonej potokiem
Więc ruszyli na brzeg by stanąć na nim jako pierwsi
I ujrzeli łąkę piękną, jasną krainę śmierci
Wtedy ci zmęczenie przeszli strumień
A gdy wieczny sen ich przenikł reszta ruszyła tłumnie
Szli wszyscy czuli bardziej krainy błogość
Potem kładli się i oplatał ich jasności kokon
Najwyższy, ratuj życie, które nakazałeś mi, a ja już nie uronię
Musisz zniszczyć jasność śmierci nim wszyscy będą po ich stronie
Tylko młodzieniec i dziewczyna nie oddają się w ramiona snu
By mogli kochać się dla dotyku swych spojrzeń i słów
Ale odejdą gdy minie ich miłość i wiosna
Rzekł to moja prośba, nie uczynię tego odpowiedział stwórca
Choć to prośba smutna i z ciemności grubą zasłonę utkał
By zasłonić brzeg stworzył ból
I strach
By mogły przejścia strzec, po czym rzekł
Nie pozbawię krainy śmierci jasności, szczęścia
Bo mimo tego odtąd ludzie będą bali się przejścia