[Verse 1: EMAS]
Piszę tekst, parzę kawę, patrzę na senne osiedle
Popołudnie rapera, azyl czyli miejski backstage
Miasto grzechu synu, nie pomoże ci różaniec
Piszę, kolejny werset jakbym spisywał testament
Miejska dżungla, wóda z gwinta, umysłowe getto
Skuna zapach na winklach, a nie kurwa Kenzo
Setki wyczerpanych istnień i ich powroty
Przyłóż ucho posłuchaj, prawdę dadzą ci bloki
Popołudnie, bro na winklu, a nie synu Jim Beam
Jestem sobą, gdy ty chcesz być jak Big Pimpin
Zrozum kurwa autentycznym cie nie zrobią blingi
Mijam brudne kamienice, ścieram kicksem asfalt
Mam swój azyl ale całkiem inny niż Meg Altman
Night Moves jak Lu, gdy gwiazdy chcą zasnąć
W plejerze Erykah Badu Mama's Gun nie punk rock
Z uliczki psów patrol obcina teren dyskretnie
Zakładam kaptur, chowam rysy twarzy jak Darth Vader
Come back na jamę, bus kręci ostatnią pętle
Piszę tą zwrotkę, przy tym oddaję miastu serce
Dopijam kawę a gwiazdy błyszczą wciąż jak Bentley
[Verse 2: Jeżozwierz]
Usłysz jak na miękko się tu wbijam, kurwa
Paweł tłusty bat i kielon mnie uskrzydla panie
Bracie miastem sadze, albo butem, albo banem
Nieustannie patrze na obecny tu kabaret
Ile klatek odwiedzałem za dzieciaka
Ile flaszek rozpijałem na tych ławkach
To jest prawda, a nie ściema jak z Kataru
A czterech liter czaru nie chce stracić ziom nazajutrz
A do Z do Y plus L mordeczki
To jest ten, ważne teraz przewiń
Głos kobiety kiedy rano ledwo wstaje
Smaczne rzeczy kiedy szamiąc z kacem walczę
Gdy w słuchawce słyszę własnie takie bity
Na relaksie daje patent jak ekspedient narkotyki
Na to liczysz jak rachmistrze na liczydle
Pal ten gibsztyl, masz tu rap nie kurwa szwindel
[Verse 3: LaikIke1]
Mój azyl, popatrzmy, hmm, wyczujesz u mnie na węch
Wyczujesz wódę, rzadziej grudę, już nie palę jak F
Walę jak Xzibit [czyt. X do Zibit], jak Mes i Pih
I mam sztamę z tym stanem jak z Diddym z Big S
Jak mam wiarę na klamie, ktoś chciał zabrać mi alk
Albo dał kiedy chciałem i kłamałem że wstać
To nie problem, polo cocte polej se sam
Jestem polmosgroundowcem, gorzką popchnie haust
Tak mam po szkle, że czekam
Oddech moich aniołów spływa lodem mi w trzewia
Dobra, cho, przejmiemy se w kilku ten bar brat
Zanim kurwa z Olimpu zejdziemy na kwadrat
Mój azyl, nie wnikaj, weń z powierzchni miarą
Mierzę kurwa w kubikach se rozpiętość ramion
Mój azyl - pić i z tym lotem nie przegrać
Oddech moich aniołów spływa lodem mi w trzewia [Tekst - Rap Genius Polska]