[Zwrotka 1]
Róż zachodzącego słońca tłucze właśnie w jego szyby
On mieszkał tu od dzieciństwa, przezroczysty dla dzielnicy
Nie zakłócając spokoju, wtopił się w asfalt
Świat leżał tam w dole, on zaś był hen, u stóp miał sypialnię tego miasta
Pośród sklejanych modeli, rozklekotanych mebli
Żegnał się ze światem, by zawrzeć pakt z samym diabłem
Wśród kurzu, sterty gazet, tak oto jest najpiękniejsza kobieta w mieście
To przy niej drżą wargi i pocą się ręce, w gardle stoi jak kość cały alfabet
Pani szanowna, w aureoli diabeł, co serce nosi w pudełku zapałek
Spija krew z warg tych, co spłonęli, w różnym wieku mężczyźni miejscowych elit
Najpiękniejsza kobieta w mieście
On robi w myślach jej zdjęcie, układa do snu wyblakły polaroid
W samotnym wielkim łóżku, mózg tu to projektor, ekranem powieki
Nie dbając o luksus, sztywny jak manekin
[Refren: Sqba**]
Tęskni za tobą dzień i noc
Ogromne miasto, każdy blok
Tęskni za tobą aż po świt
Każdą ulicą płyną słone łzy
[Zwrotka 2]
Najpiękniejsza kobieta w mieście, nowe możliwości, nowe neuronalne pętle
Czyli prąd, co stymuluje serce
Spoglądał kątem oka na nią z okna na piętrze, bo mieszkała w sąsiedztwie
Przekrwione po nieprzespanej nocy oczy, spocone ręce
Szorstkie niczym pumeks, marszczy kępy brwi, gryzie ołówek
Nerwowo skrobiąc kciuka naskórek
Ona nigdy nie spojrzała w jego stronę, wybierała zawsze takich, co spoglądają na świat przez rozporek
On wie, że jego miłość jest jak góry, morza, oceany
Mknie ekstraklasą nad płonącymi wieżowcami
Dobrze wiedziała, że gdy idzie korytarzem patrzy widzów więcej niż na filmie Matrix
Młodzi chłopcy, co za drzwiami opowiadali, co by zrobili, gdyby dorwali
Jak smakowali ją, perwersje
Kiedy wracała słychać było klaksonów całą orkiestrę
Spoconych kolesi, którzy byli gotów ujażmić bestię
On widział te sceny z okna na piętrze
W zazdrości swojej tłukł jej zdjęcie, w spoconej ręce, Najpiękniejsza kobieta w mieście
[Refren: Sqba**]
[Zwrotka 3]
Miłość wszystkiego się spodziewa, wszystko znosi
Jak pacierz klepał te słowa
Gdy zaczynał w wilgotnej pościeli pościg za snem lepkim jak złodzieja palce
Zapisywał te sny kartka po kartce, które po głowie toczyły się jak kropelki rtęci
To bezpieczeństwa wentyl na złe chwile
Gasił światło, więc czytał mniej książek, wspominał ją czule, kładł rączkę na kołdrze
Z kolegami dzielił swe libido pragnąc jej dziko
Dyrygował nimi choć jego imię to nie Lutosławski Witold,
Bezwarunkowa reakcja wrodzona, wszystko stoi i basta!
Kiedy przechodzi gdzieś blisko najpiękniejsza kobieta miasta
Kiedy wyjeżdżała pod rękę z panem tego świata, chłopcy skapitulowali
Poddali się zamiast odpierać atak
Miasto bez najpiękniejszej to nie to samo miasto, ogień nie pozwala ciągle zasnąć
Płaczą wieżowce, całe osiedla
Tęsknią wiatrem, burzą w rozpalonych sercach
[Refren: Sqba**]