Dlaczego siedzisz do północy znów mały?
Dlaczego męczysz oczy i otwierasz wszystkie rany
Ciemną nocą, to jakaś autoagresja
Nie szukasz wyjścia, budujesz labirynty
Dlaczego siedzisz do północy mały znów
Dlaczego męczysz oczy i pozbawiasz siebie snu
O barter z czasem, krwiobieg z kwasem, sól w każdej ranie
Nad ranem ledwo czujesz puls
Ej, dlaczego znowu gapisz się w okno
Czy ktoś ma przyjść, na kogoś czekasz tą nocą
Ty, jakie nadzieje lokujesz w tym świecie, po co?
Utracisz dni na marzenia w ciągłej walce o coś
Kolejny wieczór, taniec w objęciach fantomów
Z kulą u nogi, barykadą w drzwiach domu
Pokusy słabym każą być, byle jakim
Mieć byle co, byle było, na kacu spędzać poranki
Szukam znaczenia, wiesz?
Świat już śpi, a ja nie kłamię sam przed sobą, że odnajdzie się dziś
Być w pełni, sen to nie odpowiedź, wyjść gorzej
Do pustej szklanki przy barze spowiedź
Dlaczego siedzisz do północy znów mały?
Dlaczego męczysz oczy i otwierasz wszystkie rany
Ciemną nocą, to jakaś autoagresja
Nie szukasz wyjścia, budujesz labirynty
Przestań!
Ej, dlaczego znów mnie pytasz o motywy?
Jesteś tu od zawsze, powinieneś przestać się dziwić
Dawno. Dzień wstanie, ja nawet się nie położę
Warto, dla Ciebie kiedyś wymyślę jakąś odpowiedź
Moje życie, wady, twoje pretensje
Moje wybory, winy, moje konsekwencje
Człowiek by z tej chwili wyssać esencję
Wiele zrobię, zrobię wszystko, zrobię jeszcze więcej
Od zawsze słucham Twojej naiwności
Z boku patrzę, jak o kolejne ściany łamiesz kości
Małe dziecko słońca, żyjesz jak sowa
Nocami pod zasłoną utkaną z gwiazd się chowasz
Wielka głowa - pusty zakuty łeb, żelazo
Mam Cię dość, raz Cię strzelić to za mało
Parias, spać Ty sam idź
Wiem, można zmusić się do snu lecz nie dziś
Dlaczego siedzisz do północy znów mały?
Dlaczego męczysz oczy i otwierasz wszystkie rany
Ciemną nocą, to jakaś autoagresja
Nie szukasz wyjścia, budujesz labirynty
Przestań!