Na tych większych ulicach wszyscy stoją w korkach,
od rana wydają całą kasę, którą biorą z konta.
Jedni w Polo sportach, a inni w jakichś garniturach
i cały dzień siedzą w biurach.
Są tam od ósmej do szóstej,
tak jak ta panna, co jest w moim wieku, a już biega z wózkiem.
Ta panna jest spoko, ale przypomina mi, że może mój czas już jest,
bo się świat kreci jak Vestax w kółko, a my na imprezkach w kółko.
Bawimy się przy tych samych tekstach jak reszta. Powiedz swoim kumplom,
mam powoli dosyć oglądania tych s-klas z punto. W 2003 był dalej niż połowa polskiej sceny jest teraz” – komentuje jeden z internautów na YouTube pod zgrzebnym teledyskiem do "Najlepszych dni”. I trudno nie przyznać mu racji, widząc, jak utalentowani MC męczą się obecnie, lansując bez grama wdzięku motywacyjne treści czy próbując postawić się beatowi, zdominować go. Tymczasem Eis nie potrzebował nawet cykającego, nafaszerowanego syntezatorami podkładu, by pokazać, że jest nowoczesny. Odwrotnie – jedzie na samplu z disco, od którego hip-hop przecież się zaczął. Nie ściga się jednak z perkusją, nie daje nakręcić dynamicznej próbce do gonitwy, pozostaje zimnokrwisty, manifestując siłę swojego stylu i nieregularnego wersu. Prócz wypracowanego w pocie czoła flow, o świeżości decyduje stuprocentowa naturalność. Wolny od krygowania się czy choćby grama pretensji tekst otwiera świetnie podpatrzone „jaranie szluga na dwóch”, zamyka chamska propozycja poznania z panną, „co obskakuje temat za dwa drinki”, a pośrodku opowiada o chęci zarabiania na płytach wydawanych małym kosztem i bajerowania na to dziewczyn. Bo Eis jest jednym z tych chłopaków na polskich ulicach. To nie kreacja. Daleko mu do wyglądu Brada Pitta, ma nieciekawy pod względem barwy głos, paskudną dykcję, niewybredny sampel z piosenki artystki zaczynającej jako gwiazda p**no. A w dodatku kierują nim niskie pobudki. Mistrzostwem jest to, jak dobrze przekuł te wszystkie elementy na swoją korzyść. [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]