[Verse 1: Dworek]
U mnie to w sumie jest git
Chyba, że pytasz o weed
Dzisiaj jest lipa, chyba że chcesz jakiś syf
To proszę bardzo
Jeden telefon a Ty, montuj te wiadro
Wtedy dopiero możemy pogadać
Z gęby bez przerwy sączą się zdania
Mimo, że w pysku ciągle Sahara
Uśmiechy do góry są jak parabole
Chyba, że kitrasz to zioło przy sobie
Wtedy nie trudno Ci o paranoje
Na stres najlepszy jest knur
Na stres najlepszy jest szlug
Jak chcesz zaspokój swój głód
A potem mi mów, że w sumie byś schudł
Tylko, że złapać nie możesz już tchu (bwoy)
Jedyne co wkurwia to konsekwencje
Dlatego tak żyję dziś konsekwentnie
Jak daje se w szyje ziom to jest świętem
A słowo Ci daje, że słowa są tutaj święte
Od dziecka mówię jak jest, Max Kolonko
Koleżanko na Twój ból mam maść gojącą
Odpierdol się ode mnie wreszcie zajmij się sobą
[Verse 2: Dworek]
Żyję to życie pod wpływem endorfin
Tyle, że pije miłorząb japoński
Taki se tu uskuteczniam hedonizm
Za dużo pragnień ma tu ten lud
Dlatego gdzie indziej panuje głód
Czuję się winien, bo tyje jak król
Ale, że ćwiczę wyglądam jak Bóg
Poznaj mój narcyzm
Zamiast depresji, wpadać w kompleksy
Kocham swój outfit
Inaczej nie umiem tu żyć
Inaczej to byłby zgrzyt
Jak nie pasuje to Ci
Usuń mnie na facebook'u z friendlist,(byatch)
Piona dla Smoły za kawał tych rapsów
Szkoda, że Londyn odgradza dziś nas tu
To bym z nim stworzył kolejny nam album
Zresztą ja też, lecę se gdzieś
W swoją ze stron, po to by siąść i ubić gniazdo
W spokoju też, wrzucić na ząb pudding na gastro
Potem se zjeść, lecąc do Włoch, michę Gazpacho
Taki już ze mnie jak żarłok
Robię codziennie swój barłóg
Leżę i wdycham co daję mi Pan Bóg
(Leżę i wdycham co daję mi Pan Bóg)