Dotarłem do siego roku, Dziadyga bezpański szogun Rosyjska dusza, po wódce gadam o Bogu Po czaju słyszę echo gry rogu..... Jak Man i Hesse patrzę na wschód z zachodu Po joincie o polityce, o magii, astrofizyce Niby łebski. Jak Czapski maluje to    co widzę Chodzę po bruku, nie jeżdżę w złotej lektyce Sobie to wyceń, złe myśli gonią jak hycel Poprawiam mycę, czytam zdradę o świcie Upadł oficer, co dostał strzał w potylice Tumany krzyczą, że podnieść mam rękawice W sumie się wstydzę, że czasem ich nienawidzę Gdy nie śpię, pod sufit wzlata niejeden demon Żałuję za grzechy dawne, za całą jebaną przemoc Niosę ten genom, co jątrzy się słów gangreną Dopiero ostatnie słowo, nareszcie pierwsze demo Biesiadują koniokrady, nocne narady W moim mieście, wycięli wszystkie sady W moim mieście wycięli wszystko w pień Wstaje szarobury dzień    nad dachami
Nagłe olśnienia, co palą wiedzę na popiół Siedem lat temu poznałem Magnum Ignotum Po latach biegu, upustu krwi, spermy, potu Darcia marcowych kotów, planów Dedala lotu Pustynnych marów, wydechu krainy lodu Doktryna szoku, z tej drogi nie ma odwrotu Me votum to separatum, w wirze kuli obrotów Grzeję się w cieple gwiazdy, zawsze do drogi gotów Z dala od płotów, szczekania psów, pił warkotu Ponad mgieł oceanem, albo w chłodzie wykrotu Łowcy klejnotu snu, wśród kołowrotu Zamiast    skrzydeł    łopotu słychać ryk samolotu Staś kazał tropić na co dzień niesamowitość Stoję bezradny widząc świata obfitość Przebłyskuje przez nią nicość Czasem chciałbym odczuwać złość, odczuwam litość Na miłość boską. Znowu    leci nieboskłon na łeb Emocji kalejdoskop to lep Gdy beztrosko łowimy rozkosz - przedsionek paranoi Świat rozgorzał i w ogniach stoi