To było, zanim powstał totem, nie było przedtem, teraz i potem
Człowiek latał umysłem, nie samolotem
Świat skuty lodem, świat pustynnym rozgrzany żarem
Co jest tam dalej? Jak uchylić kotarę?
Jak zerwać samsarę? Ciągle goni zegarek
Ciągle w garści wróbel, a na dachu kanarek
Diabłu ogarek, a Bogu świeczkę wciąż palą
Najpierw wieżę Babel zbudują, potem obalą
Licząc na łaskę, a nie na chłostę, słuchając Hłaskę
Nic nie jest proste, chcą mieć ayahuascę
Aby zrobić postęp i uzyskać dostęp do źródeł
Skąpany blaskiem, zakładam maskę, gdy mówię. „Zanim powstał totem” to początek czwartego solowego albumu Gurala, ale też pierwszego, który dotarł na najwyższe miejsce listy sprzedaży w Polsce i w końcu całkowicie spełnił pokładane w raperze nadzieje. Mamy tutaj wzorową chemię na linii MC - producent (czyli Matheo, z wyjątkiem dwóch beatów Donatana i pojedynczych Tasty Beats i DJ-a Zero), mamy popisy w kwestii flow, ale przede wszystkim wciągający, intrygujący klimat, na poły miejski i pradawny, rapowy i worldbeatowy45. Gural dojrzał, a swoje przemyślenia, wnioski i obserwacje układa nie tylko tak, żeby się efektownie rymowało – bo w tym brylował już od czasów debiutu – ale też pobudzało do myślenia, wytwarzało w umyśle i wyobraźni słuchacza obrazy. I chociaż czasem trudno pozbyć się wrażenia, że to wciąż bardziej sztuka dla sztuki niż świadomy, zamierzony efekt, ostateczny werdykt jest dla poznańskiego MC jak najbardziej korzystny. Konieczne jest jednak przejście na odbiór w trybie abstrakcyjnym, wyrwanie się tak jak gospodarz z więzów pospolitego myślenia, po czym odpłynięcie w stronę dawnych bóstw, malowideł naskalnych, starych szeptunek