Nie mam zbyt wiele prócz marzeń,
gonię je. Co będzie? Pokaże czas,
czy wynagrodzi, czy ukarze nas?
Chcę zobaczyć kolejny poranka blask,
nie pozwól, żebym zgasł.
Jedna miłość, stopa, werbel, ba**,
naturalny jak gra**, zaraźliwy jak SARS,
pozaziemski jak Mars.
Po to, by zrobić hałas,
słowami nakurwiam jak kałasz.
Mój czas, skoro większość sceny zaspała.
Niektórzy mieli sukces w kieszeni,
ale toną w przypałach,
część z nich zniknęła, powyjeżdżała.
Gdzie twoja fura? Gdzie twój pałac?
Z wielkiego króla robi się pajac.
Mówisz „otwórz oczy”, ale sam nie o Dominika Węcławek:
Odkąd na przełomie tysiącleci londyński grime wypłynął na szerokie wody, wielu raperów w Polsce deklarowało swoje fascynacje i inspiracje tym prowokującym, naszprycowanym elektroniką brytyjskim bękartem rapu. Dopóki jednak na scenę nie wkroczył Wuzet z „Własnym zdaniem”, była to namiastka. Już na udostępnionym w sieci mixtapie „Dzieci basu” w 2011 roku raper pokazał, że ze swoim stylem i flow doskonale potrafi unosić się na nowoczesnych, oscylujących między grime'em, drum'n'ba**em i dubstepem produkcjach. Te zdolności nie wzięły się znikąd. Artysta ze Szczecinka już na początku XXI wieku próbował swych sił w rapowej, acz niesztampowej estetyce, występując gościnnie w nagraniach zwariowanego Punktu Widzenia. Następnie współtworzył ekscentryczny skład Komercyjna Zbrodnia, by zniknąć na kilka lat i powrócić solowo, wspierany przez śmietankę gustujących w masywnych niskich tonach producentów. Swoją „Iluzją” pokazał, jak się robi modne, ascetyczne, ale naszpikowane symbolami klipy. Przede wszystkim jednak sunął pewnie po oszczędnie dawkującym perkusję, zanurzonym głęboko w syntetycznych basowych dźwiękach podkładzie, rozliczając się ze skostniałą częścią sceny hiphopowej. Zwolenników rapowania dynamicznego, opartego na grach słów i przechwałkach, mądrzejszego jednak niż to, co słychać było w londyńskich rozgłośniach, Wuzet zachęcił do sięgnięcia po swój oficjalny, wydany nakładem Koka Beats debiut.