Jerzy Kroplewski, ur. w 1980 roku w Gdańsku, związany jednak od samego początku ze sceną wrocławską. Raper i producent, również grafik. Choć ma koncie płyty w oficjalnej dystrybucji, postrzegany jest jako twórca undergroundowy
Zaczynał solowo w 1994 roku. Z czasem zwarł szyki z kolegą ze szkoły, Snayperem, zaś wspólne działania obu nastolatków firmowane były nazwą Neon. Gdy do tego duetu dołączył wcześniej nieznany raper Wozu, narodził się z kolei nowy projekt Wrotacja. Przy czym o ile ten pierwszy zespół pozostawił po sobie sporo nagrań, to drugi funkcjonuje do dziś przede wszystkim w sferze wspomnień. Na przełomie wieków Neon był jedną z najistotniejszych formacji hiphopowych z Wrocławia, a wydana w 1998 roku własnym sumptem demówka „Nie znasz 71, kup sobie legendę” stała się jednym z fundamentów, na których budowano tożsamość tutejszej sceny. Na pozytywną w wydźwięku całość składało się charakterystyczne, syntetyczne brzmienie podkładów w połączeniu z przekazem bazującym przede wszystkim na podkreślaniu lokalnej przynależności, operowaniu przechwałkami i prostymi opowieściami z życia. Materiał na nielegal rejestrowano metodą „zrób to sam” w niewyciszonym pokoju Jota w mieszkaniu jego rodziców. Podkłady odtwarzane z komputera w połączeniu z wokalami wyłapywanymi przez najtańszy mikrofon zgrywane były w czasie rzeczywistym na kasetę-matkę. Okładki własnoręcznie projektował raper, wówczas uczeń liceum plastycznego. Całość w nakładzie stu sztuk trafiła do sklepu muzycznego w DH Podwale, istotnego punktu wymiany dźwięków i myśli na lokalnej scenie. Jot został zaś przede wszystkim rozchwytywanym przez miejscowe składy producentem. Jego beaty trafiły m.in. do takich zespołów, jak współtworzony przez Woza Majestat czy 2 Komplet, korzystał z nich także inny znany lokalny raper WueSZ. – Ja zawsze miałem mnóstwo beatów na swoim komputerze i lubiłem współpracować z każdym, kto do mnie przyszedł – wspomina sam Kroplewski
2000 rok przyniósł premierę pierwszego legalnie wydanego albumu Neonu „Ostatnie takie trio”. Całość powstała w niecałe dwa miesiące i okazała się równocześnie ostatnim krążkiem w dorobku grupy, która funkcjonowała już wówczas jako trio z Bielem na beatboksie. – To była najszybsza płyta, jaką w życiu zrobiłem. Może dlatego jest tak niedopracowana. Nagrywaliśmy ją w studiu Politechniki Wrocławskiej, przerywając sesję koncertami na różnych dziwnych miejscówkach – wspomina Jot. Najlepiej zapamiętanym utworem z tamtego okresu jest „Grawitacja” z gościnnym wokalem Zoe, raperki i wokalistki działającej m.in. w składzie SWMC. Trzy lata później Jot powrócił z nowym składem, luźno nawiązującym do tradycji Native Tongues WN Drutz, i z albumem „Wypas na biszkoptach” (2003). Tym razem utwory nagrywane były w mieszkaniu innego rapera, należącego do WN Łoza. – W czasie sesji odwiedzało nas mnóstwo raperów z całego kraju, uczestnicząc w spontanicznych sesjach freestyle'owych – opowiada Jot. Nie dziwi więc, że atmosfera wielu utworów jest mocno swobodna. Podkłady autorstwa Jota, Erio i kilku innych producentów dopracował duet GreenHouse
Niecały rok po premierze tego krążka w drugim obiegu ukazało się pierwsze solo Jota, „Każdego dnia człowiek” (2004). – To płyta powstała na zgliszczach trzech demówek, nad którymi pracowałem od czasów „Ostatniego takiego trio”. Czas przygotowania tej solówki to także okres, w którym zgłębiałem różne zagadnienia związane z techniką nawijania. W późniejszym czasie zacząłem odchodzić od stricte technicznego rymowania na rzecz treści – mówi Kroplewski. 2005 rok to z kolei album „Turkusowy grafit” projektu Perki Pat, w ramach którego Jot spotkał się z inną legendą lokalnej sceny, raperem Roszją. Motywem przewodnim jest opowieść o czarnym charakterze Mojo. Album nie został nigdy wydany, dopiero pięć lat po nagraniu Jot udostępnił go w serwisie YouTube. Pracując nad nagraniami Perki Pata, raper równolegle rejestrował swój drugi solowy nielegal „Poczuj funk albo odejdź próbując: miłość zostaje w 71”. – Na ten album powstało 50 numerów. I mogłoby ich być jeszcze więcej, gdyby nie otworzył mi się spadochron – żartuje Jot. – Wybrałem kilka kawałków, dzieląc je klimatycznie na okres letni i zimowy. Zrobiliśmy też pierwszy klip w moim dorobku, czyli obraz do „Niosę styl” – dodaje. MC coraz wyraźniej podkreślał fascynację wszechstronnością rapera Jaya-Z, do którego zresztą w hiphopowym magazynie „Klan” porównał go kiedyś sam Tede. Echa estetyki znanej z nagrań nowojorskiego artysty dostrzegalne są na pierwszej oficjalnie wydanej solowej płycie Jota, poprzedzonej jeszcze przystawką w postaci darmowej epki „Ostatni skaut” (2009)
Wydany w 2010 roku nakładem DwaEm, a wyprodukowany przez Erio (poza dwoma beatami sygnowanymi przez Rytma) „Stan równowagi” jest jednak krążkiem, na którym przede wszystkim słychać charakterystyczny, pozbawiony ciśnienia, krągły i w stu procentach naturalny styl samego Jota. Tematy podejmowane przez rapera pozostają niezmienne – sporo wspomina, trochę pomstuje na kondycję sceny, manifestuje swoje umiejętności i chętnie wchodzi w buty everymana. Po premierze tego albumu Jot przygotował jeszcze jedną, wydaną własnym sumptem EP „Odliczanie” (2011) i wreszcie w 2012 roku nagrał w pełni autorski album długogrający „Dzień i noc na Ziemi”. To płyta wyrafinowana narracyjnie (tytułowy dzień to praca zwykłego człowieka, a noc stanowi odreagowanie jej, co jest punktem wyjścia do opowiedzenia wielu historii), zaskakująco dojrzała i... pożegnalna. Raper, a zarazem producent zadeklarował bowiem, że nie zamierza wracać do większych form, skupiając się na mniej zobowiązujących i czasochłonnych projektach