Nie dusi nas jebana ściana wschodnia,
mój brat za mną – ściana ognia.
Świątynie Wschodu, same pandemonia,
jak jesteś stąd, to miałeś obraz.
Co dał mi Zamość, to głód,
to moja tożsamość po grób.
Tyraliśmy jak niewolnicy osiedli,
czas napchać się szamą jak król.
Jestem głodny, ale będę wybrzydzał.
Byliśmy skromni, ale kij w to.
Pełne brzuchy ze wstrętem do życia
mają instynkt zabójcy jak lwy w zoo.
Przejmujemy ich bistro,
biorę większe talerze i większy stół,
aż będę godny wydziarać sobie: „to moi ludzie, mój hip-hop”. Dominika Węcławek:
Ten utwór ma wszystkie zalety dobrego singla. Przede wszystkim doskonały beat, ciepły i drapieżny zarazem, w którym sample wokalne przetworzono tak, by smakowały oldschoolem, pachniały zadymionymi piwnicami, jazzem. Podkład uzupełnia charakterystyczny motyw zagrany na gitarze, dobrze brzmiący i zapełniający tło bas oraz w nowoczesny sposób rozsypana, cykająca perkusja. Raperzy umieją się do tego wszystkiego dostroić, nawijają tu z pozycji zwycięzców, przekuwając wszelkie wady w zalety. Ras płynie spokojnie, momentami leniwie przeciągając słowa, innym razem nieco przyspieszając. Zaproszony VNM ma zupełnie inny temperament – na gorąco rzeźbi swój flow, dynamicznie wystrzeliwuje z siebie słowa, gra modulacją głosu, maskując charyzmą nie zawsze fortunne sformułowania. „STU” dysponuje jeszcze jednym ważnym elementem, mianowicie refrenem o mocy hymnu. To esencja całego utworu, będącego dobrym podsumowaniem drogi, jaką Rasmentalism przeszli, by wydać legal – od zwykłych chłopaków wiodących pełne perypetii życie na ścianie wschodniej, do artystów, którzy nabrali już dystansu i zaczynają rozumieć, kiedy warto zachować powagę, kiedy być ironicznym, a kiedy wetknąć kij w mrowisko.