Puk puk
Ha
Puk puk, to twoja szansa
Puk puk, to twoja szansa, weź ją stwórz
Wyznaczamy trendy choć widać, że czegoś nie czają tu mocno
Wciąż pite za błędy, może nareszcie się uda pochwalić trzeźwością
W tej materii ilość przewiniętych pętli jest pieprzoną cząstką
Czas rozpędzić pomysły jak protony by zderzyć je z rzeczywistością
Kierunek pod prąd
Szkoda czasu na normalność i nudę
Łykają tą monotonność jakby była jedyną opcją. Ci ludzie
Nie czają, że nie są skazani na życie w znoju i trudzie na starcie
Nie mówię obijaj się, tylko że zawsze są jakieś gałęzie nad bagnem
Chwytaj nim wpadniesz - prosta zasada jak z mydłem za kratą
Wiedzą, że życie jest śliskie, ostrożnie, mimo to ciągle nie łapią
Non-stop głodny świeżych opcji. Nienasycony jak zombie
Apetyt rośnie mi w miarę jedzenia więc domagam się stale większych porcji
Pieprzyć pościg, jaki ma to sens gdy są wszyscy za tobą
Wyprzedziłem dość ich, nie będę się wkręcał jak pies co goni swój ogon
Robię to z głową
I w perspektywie całkiem nieźle widzę typie
Szkicuję te plany dokładnie i rzucam linijki
Wkurwiony architekt
(Wkurwiony architekt?)
Puk puk, to twoja szansa
Puk puk, puk puk
Puk puk, to twoja szansa
Weź ją stwórz
W ciągłej pogoni jak Małolat z Ajronem
Czasem sobie zwolnię
Tym nieukom robię nową szkołę
Zaliczają progres
Nie tracę czasu i tyram jak w maku, na głębokim tłuszczu wysmażę w chuj tracków
Szykuję syte porcje
Znowu zgłodniałem więc pozjadam łaków na raz
Jak przekąskę
W ciągłej pogoni jak Małolat z Ajronem
Czasem sobie zwolnię
Tym nieukom robię nową szkołę
Zaliczają progres
W chuju mam wszystkich zawistnych skurwieli, znów gestykuluję jak Kozakiewicz
Wszyscy się pierdolcie
Możesz powiedzieć o mnie, że jestem oziębły ciągle ale przytulę tę forsę
Znów śmieję się na głos gdy słyszę przechwałki tu typów bez gustu
Te tracki - nie łykam ich łatwo jak laski bez naturalnego biustu
Bez naturalnej zdolności w mózgu jak oddzielać ziarno od plew
Rzucam flow na żyzną glebę by wyrosło wreszcie to wyżej od drzew
My kruszymy je wbrew chorym zasadom co panują tam w dole
Bo chcemy się wznieść wyżej i wyżej by na lajcie objąć koronę
Spod ciężkich powiek wyłania się obiekt jakbym tutaj błądził we mgle
Typy zmuleni jakbyś na starym Pentiumie chciał włączyć HD
Zanosi się chyba na deszcz. Znowu widzisz gęste chmury wokół
Choć z natury spokojny czasem też rzucam pioruny
Stąd ten błysk w oku
Duży spokój, siedzę sobie z boku na luzie i obserwuję ten bieg
Wyścig szczurów. Wyścig bezmyślnych knur do koryta popęd
Dookoła dużo zer, czuję się jak w Matrixie - dziwnie strasznie
Morfeusz chyba podrzucił mi pikse bo widzę binarnie
Ja sam jeden, zero, zero. Same zera dalej
Chcę konkretnej kwoty dlatego przed nimi staję
W ciągłej pogoni jak Małolat z Ajronem
Czasem sobie zwolnię
Tym nieukom robię nową szkołę
Zaliczają progres
Nie tracę czasu i tyram jak w maku, na głębokim tłuszczu wysmażę w chuj tracków
Szykuję syte porcje
Znowu zgłodniałem więc pozjadam łaków na raz
Jak przekąskę
W ciągłej pogoni jak Małolat z Ajronem
Czasem sobie zwolnię
Tym nieukom robię nową szkołę
Zaliczają progres
W chuju mam wszystkich zawistnych skurwieli, znów gestykuluję jak Kozakiewicz
Wszyscy się pierdolcie
Możesz powiedzieć o mnie, że jestem oziębły ciągle ale przytulę tę forsę