[Verse 1]
Surowizna, rozbieranie tuszy tasakiem
Nie zamykaj oczu, tniemy tym rapem składnie
Ta ekipa jak cancer wbija się w banie, błaźnie
Popelina nie przejdzie, weź se zrób porównanie
Nie przestanę na bitach charczeć, Piotr padem
Zabiera tlen mamej, jak duszenie kablem
Rwetes w szambie: oni wpadli, by niszczyć!
Rwiemy jak Ganges kartki słabej techniki
Psy tracą wyniki, styl jak monolity
Stawiaj pomniki, słyszysz ostatnich prawdziwych
Klasyczny wyzysk mikrych, jak ryby
Piwniczny liryk, ukryta komnata styli
Addixy masywni jak zapaśnicy
W dźwigni są typy, co plują na bity
Profity liczysz? Zsumuj lepiej props szczery!
Czy jesteś pewny, że stoisz pośród najlepszych?
[Cuty: Dj Ace]
[Verse 2]
Jestem najgorszy, do reformy niezdolny
Lew salonowy? Prędzej wyliniały dachowy
Beton skruszony, schody starte przez lata
Sączę kielony, sączę jad na podkładach
Postawa ta sama, Addix plwają na deski
Pogarda w gałach jak prochu wybuchy beczki
Wykuty prestiż przez setki chlebów w kabinie
Burzy wersety, mierny ma nogi w misce
Dymi i skwierczy, gąbka nie była mokra
Zwęglimy cieci, dla których to tylko moda
Można szokować, siedzi każda przenośnia
Wokal na ostrzach, żyletki tną twoją postać
Euforia przy combach, ciśnięte na perfekt
Kontra na blokach rozbija się, mercy?
Śmiechy! Rap to wojna, czyść klingę!
Chcesz żyć? No, to musztruj linijkę!
Raw sh**!
[Cuty: Dj Ace]