W dniu wczorajszym swoje zmagania w eliminacjach Ligi Mistrzów kontynuował mistrz Polski - Legia Warszawa. Dla mnie jako zwolennika polskiej piłki(zlinczujcie mnie), jak i samego warszawskiego klubu, był to mecz szczególny. Wszak że czekamy już tyle na polski klub w fazie grupowej Ligi Mistrzów, że nawet ja nie mam prawa pamiętać tak owego zdarzenia. Emocje i nadzieje ostygły zdecydowanie, gdy dowiedzieliśmy się że oponentem jest szkocki Celtic Glasgow. No bo jak możemy czuć jakąkolwiek pewność przed spotkaniem z drużyną która jeszcze niedawno, odprawiła z kwitkiem wielką Barcelonę, skoro jeszcze dwa tygodnie temu, nie mogliśmy poradzić sobie z pół amatorskim mistrzem Irlandii? Zwątpił naród, zwątpiłem i ja. Spotkanie rozpoczęło się w najgorszy dla Legionistów sposób, czyli bramką Szkotów. To przyczyniło się do ogólnego załamania Polaków, plucia jadem oraz przygotowania się na solidny blamaż. Przygotowany byłem i ja. Jednak przyznać, który z was Jan*sze, po bramce dla Szkotów, nie wyszedł na przykład do toalety? Kto tak zrobił, niechaj żałuje, gdyż wówczas dał o sobie znać talent człowieka który jest prawdziwym diamentem dla Legionistów. Tak, tak mam na myśli Miro Radovicia. Człowiek który faktycznie jest jak wino. Smuci mnie natomiast fakt, że po dobrych występach w ostatnim czasie, jak bumerang wraca temat jego gry w kadrze Polski. Ktoś jest w stanie wytłumaczyć mi po co? Niechaj gra i triumfuje z Legią, jednak biało-czerwone barwy mógłby ominąć szerokim łukiem. Ten mecz miał wiele twarzy. Pod jedną z laurek pod nazwą "przegrani" można by wpisać Żyrę, Kucharczyka i Vrdoljaka. Ludzie po spotkaniu zaczęli wieszać na nich psy(choć Żyro częściowo winy odkupił), przyznam że wieszałem i ja. Gdyby nie oni, mogło skończyć się nawet na 7:1(pozdro Wrocław), jednak natchnęła mnie pewna refleksja. Przecież gdyby nie oni, nie byłoby tak świetnego rezultatu jak 4:1! To wspaniały monolit drużyny sprawił że Szkoci padli przed nami na kolana. I nie ważne że grali w dziesiątkę, nie ważne że grali piach, nie ważne że pojęcie "gra obronna" u nich nie istnieje. Wynik idzie w świat, a podejście z chłodną głową do rewanżu powinno być dopełnieniem formalności. Tylko ten "Jan*sz" jakiś niezadowolony i czuje niedosyt...
Ech... Polska, mój piękny kraj. Chciałoby się rzec.