Na dzień odejścia dałaś mi
placek pszeniczny i stare sny
zdjęte cichaczem z alkowy ścian,
zioła od ludzi i do ran.
A teraz idę ubrany w różowe nadzieje,
a ludzie drzwi w zamki zbroją przed złodziejem,
a za drzwiami kutymi wiatr wieje, wieje wiatr.
Pajęczej przędzy wziąłem pęk
i skibę nędzy co niszczy lęk,
i porzuciłem swoje włości,
serce opuchłe od miłości.
A teraz idę ubrany ...
W labirynt miasta wchodząc wiem
co prawdą jest, a co jest snem
i wiem, że w bramach obcych miast
znów mnie przywita zamków trzask.
A teraz idę ubrany ...
I przymknąć oczy kazał świat
na to wszystko co tyle lat
uczyła matka w sobie nosić
i raczej pragnąć niźli prosić.
A teraz idę ubrany ...