Nie jestem człowiekiem którego powinieneś naśladować, a moja muza nie musi się podobać
Ale zobacz jak operuje słowem, każdy wers jest równo znaczny z długotrwałym zgonem
Koleś, więc uważaj co na kogo gadasz, bo może cię spotkać dramat
Będziesz wisieć jak Sadam, ja spadam jak b-52 na Wietnam
Pędze jak karetka brat, sieje postrach jak Tanatos, ta
I szczerze, sram na to co o mnie mówisz geju, ja robię swoje ty nadal Stany kseruj
Mój styl to dożylne podawanie tlenu, lepiej nie naruszaj mojego terenu
Kaliski upiór z hip-hopowych kręgów, ślady krwi na śniegu
Zamiast Tequili dam ci szklankę tebu, roztwór ze śmiercionośnego kremu
Kilof w potylice wbijam każdemu, który ma do mnie problem
Film człowiek pogryzł psa opisuję każdą moją zbrodnie, mam spodnie z dużymi kieszeniami
Wypełnionymi kablami, wielkie bluzy z tasakami w rękawach
Wita was Issei Sagawa, krwawa kreatywność jak Doberman, klasyk jak aktorstowo Gary'ego Oldmana
Brutalna orgia jak Pies andaluzyjski, masz tu wrogie pyski
Jak Boogeyman mam w pysku glisty, pożeram je to laicy co mijają się z beatem
Belial, znów przybywa by kraść życie!
To co słyszycie to klątwa templariuszy, wbijam ci noże w uszy
Tu prawie każdy suszy typie, lepsze suszenie niż jak ktoś sypie
Krwawa rzeź jakby Prodigy nagrał feat'a z Ganksta Nipem
Jak Vinnie Paz wieczna walka z kłamstwem, picem i kiczem
Zapełniają się więzienne prycze ludźmi którzy są niewinni
A pedofile na wolności, zgarniają dzieciaki do piwnic
Ludzie są dziwni, czasem ich nie rozumiem, jedno jest pewne nie chce zginąć w tym tłumie
W sumie nie kumam twojej bulwersacji, posłuchaj mojej rymo-relacji
Na służbowej kolacji, politycy omawiają jak więcej kraść i
Nie zginę w tej matni, miłość do rapu jak do rodzeństwa, ojca i matki
Prawdy szukam jak żeglarz w mroku latarni, tu musisz mieć się na baczności jak cywile w Zambii
Tu pytanie „na co się szmato lampisz”, znaczy jedno ziom
Lepiej uciekaj bo zrobią z ciebie większe błoto, niż w publicznym kiblu tron
Mój styl jak nieodkryty ląd, po wersach płynie prąd, wyczulony na hejty
Ten rap was męczy, tak jak grubas na bieżni
Nie wyobrażalny ból, jak rozcięcie lędźwi, spróbuj mi po rodzinie jeździć
To cię skasuje, jak Kwintus Batiatus w ścianie zamuruje
Wzlatuje na duże wysokości, dla moich mord by pomóc zawsze w gotowości
Nie daj sobie odebrać godności, nie zawsze musisz pościć
Sraj na tych gości, co kłamstwa chcą ci wpajać
Prawda jest taka że Duda Kaczyńskiemu liże jaja
Co 4 polityk to zakłamany pajac, zwykła miękka faja
Ma limuzyny, pałace, wysokie płace, za siedzenie na dupie
Całej tej kupie fałszywych hien, przydałby się wieczny sen
Więc odcinam im tlen, dusze jak słabych MC Ren
Wypluwam śmiercionośne słowa jak, w czasie II wojny Sten
A ty dalej gazety miel, tam prawdy nie znajdziesz
W końcu w paranoje popadniesz, na tym polega propaganda człowiek
Porzucisz swoje poglądy ziomie, staczasz się z każdym rokiem
Telewizje obchodzę bokiem, bo nie chce na to patrzeć
Widzę polityka, czytaj to jak widzę kłamcę, stłamszę te suki bez honoru
Takie poglądy do grobu brat, ile trzeba mieć lat by skumać fakt
Że pieniądze zdradzają prawdziwą naturę człowieka, otwieram trumienne wieka
To moja armia co tnie jak husaria, zbiera żniwo jak malaria
Celownik do łba, pociągam za cyngiel ha!