Nieskończona otchłań otwiera swoje bramy
Grotem błyskawicy przeszywa nasze ciała
Lodowate szepty palą naszą krew
Świat nasz pod całunem przerażenia legł
Bo mało w nas blasku za to więcej nocy
Która nadchodzi na skrzydłach jej kruka
By znów spaść pyłem z jego czarnych piór
I okryć świat chłodem jego mrocznego spojrzenia
Chwile, które wciąż mogą nas zdradzić
Podróż, która prowadzi ku gwiazdom
Pozbawieni duszy, skazani na zniszczenie
Widnokręgiem są nam jak słońca obroty
Ale myśmy odnaleźli siebie
Przeszłość jest teraz częścią przyszłości
Otchłań, która przetrwała stworzenie
Nie ma odwrotu przed ostatnią misję
Nieskończona otchłań otwiera swoje bramy
Grotem błyskawicy przeszywa nasze ciała
Lodowate szepty palą naszą krew
Świat nasz pod całunem przerażenia legł
Bo mało w nas blasku za to więcej nocy
Która nadchodzi na skrzydłach jej kruka
By znów spaść pyłem z jego czarnych piór
I okryć świat chłodem jego mrocznego spojrzenia
W konstelacji lodu prześwietlonej gwiezdnie
Każdy dzień tu długość ma wieczności
Na nasz żywot patrząc pobłażliwym okiem
Na krążące gwiazdy cicho spoglądając
Przyjaźnimy się z gwiezdnym pyłem
Oddychamy tu kosmicznym mrozem
Chłodny, nieruchomy jest nasz wieczny byt
Chłodne i dostojne są nasze oblicza ...
Bo mało w nas blasku za to więcej nocy
Która nadchodzi na skrzydłach jej kruka
By znów spaść pyłem z jego czarnych piór
I okryć świat chłodem jego mrocznego spojrzenia