Na pogrzebie żadnych węży z show-biznesu
Kółek koleżanek, których nie widziałem wieki
Nie chciały pić ze mną, to teraz też mają nie pić
Potomstwo, hmmm, jeśli byłem ojcem chamem
Niech śmiało splunie przez lewe ramię. I zasiejcie coś nade mną
By zamiast „ale kirus”, ciotki mogły znowu mówić: „no, aleś wyrósł”
Liberał, artysta, hiphopowiec w środku
Ale bez przesady – nie tagujcie na nagrobku. Po „Funku dla smaku” 2cztery7 poprawiło drugą, tym razem w całości niemal graną i komponowaną, bardzo udaną płytą „Spaleni innym słońcem”. Nadająca na jednej fali zgrana ekipa przyjaciół wykazała się świetną ręką przy wyborze beatów, toteż Donatan, Stona, Zielas czy Eten rozbujali krążek pod nieboskłon. Ale „Świętej pamięci” nie do końca pasuje do kalifornijskiego klimatu krążka. Święty do spółki z Głośnym nawiązują raczej do tego, co producent Poke zrobił w „Juicy” Notoriousa B.I.G. Utwór poniosłaby sama mięsista perkusja, a tak – do wtóru z długo rozbrzmiewającym klawiszem, zręcznie podgrywającą gitarą i płożącym się basem oraz flow harmonizującą w refrenie z Mesem – wyszedł z tego nie tyle kolejny kawałek, co kawał muzyki. Bardzo ciekawy jest tekst traktujący o własnej śmierci. Małolat wrócił z dalekiej podróży. Jeszcze na debiucie 2cztery7 musiały zastąpić go cuty, bo wyrok uniemożliwił dogranie wokalu. Pjus i Mes mieli za sobą krytyczne sytuacje, dobitnie zbliżające ich do zagadnienia. Może dlatego wszystkich stać na imponujący dystans i swobodę. Wygrywa Pjus, inteligentnie nawiązując do Sokoła, Wdowy, Eldoki i Włodiego i mówiąc, że na pogrzeb wpadło „dwóch muzułmanów i kilku antychrystów”, choć Mesowy uszczypliwy obrazek też ma ogromnie dużo właściwego raperowi uroku