303 - 16/20/14 lyrics

Published

0 201 0

303 - 16/20/14 lyrics

[I] Powiem Ci, że pierdole taka nowoczesność Zidiociałe do granic pokręcone społeczeństwo Ławice ryb, posłuszeństwo egzystencji sposób Nie chce obrażać zwierząt, lecz ludzie tez nie maja głosu Wyrwała im krtań ochota na wygodne życie Odebrał oddech strach, jak przy korycie Żrą tak obrzydliwie i ze ścierwem na ustach Srają pod siebie, jakoś muszą strach wypuszczać Te obolałe tyłki, rozjebane wymogami Weź płaszczyk, stylówa na ryju z zerówkami I może się uda, weekend to czas na melanż A zakurwią Ci tak, że się kiedyś nie pozbierasz Gwiazdeczki tych ulic z daremnymi klubami I nie mówię, że nie patrze sam za fajnymi sztukami, ale Stary, przecież każdy zrozum, wymaga rozmowy Wyżej srasz niż dupę masz to się zaczynają schody I wkładam chuja w twarz wiesz parodiom muzyków U których przekaz utknął w ich własnym przełyku Kiedyś jeszcze było smutno, gdy z radością na ustach Wyrzucał z siebie gówno antytalent i pustak I wciąż o tym samym ciągle te same tematy Podziemie, niezależność, suki, te schematy Już mnie brzydzą, bo muzykę traktowałem jak świętość Przyszli i sprofanowali, jak nie słowem to pięścią W tych drani, przerost formy nad treścią To jak dzisiejszy black metal - jakieś słodkawe kurewstwo Dziewczynki z uniwerku i tak bardzo mdłe kapele A prawdziwy rozpierdol teraz się nazywa zerem Są przecież tak ambitni i lamia konwenanse Pewnie, że do wszystkiego trzeba podchodzić z dystansem Ale z drugiej strony widzę apolitycznego OI'a Który niby przypadkiem pozdrawia brunatnego gnoja [REF] Zabrali wiele, jednej rzeczy nie oddałem Wizji jest w cholerę, wokół toczy się kabaret Dużo się dzieje, wiem, że chcą mną zawładnąć Wyprać mi mózg i ściągnąć mnie na dno Mam swoje wartości, mimo czarnego "PRu" Próbujesz mnie pouczać, radzę, lepiej sobie daruj Bo własne poglądy zawsze podnoszą ciśnienie Największy mój atut? Samodzielne myślenie [II] Scena polityczna zarabia na pelikanach Rzucają im pod dzioby kłamstwa od samego rana Tak jestem kawal chama i nie chodzi mi o media Bo te od dawna śmierdzą, an*liza niepotrzebna Mam masę tolerancji, ale brzydzi mnie potworek Co krzyczy, kręci dupa i tak, dla mnie to chore Każdy kocha kogo chce to ich własne święto Ale kurwa mówię nie, gdy na wizje wchodzi Biedroń Obleśna lepka pizda, a przeciwko h*mofobii To zadziałasz, kiedy twoje ciało pomasuje chodnik A z kulką z tyłu głowy wyglądasz jeszcze lepiej h*moseksualizm kupiony w tandetnym sklepie I jak się nie dziwić, że lgbt ma przesrane Kiedy reprezentowane jest przez takie chore grupy Nic się nie trzyma kupy, schowane w sukniach fiuty Posłanki Grodzkiej, słuchaj, trudno nie robić poruty 21 wiek raj fanów futurystyki Do kontenera marsz, według norm jesteś nikim Widać nie byleś sprytny i nie umiałeś ukraść To szczęśliwe społeczeństwo, a dla Ciebie nie ma jutra Chuje nie zapomniały jaki system ich wychował Widać ramie w ramie szły z armią czerwonego wroga I przestań pierdolić, że mi się myślenie zmienia Ale trafia mnie cholera kiedy z mordy płynie ściema Że walczyli o wolność, to jak biali patrioci Mówiąc o miłości bliźnich nawołują do przemocy Bo im też wpierdolili do ryja chora jazdę Powiedz, jak się kurwo budzisz, to widzisz,szmato gwiazdę Dawida ? I nie wiem czy mój głos się tutaj przyda Wolnościowcy mnie wyklucza, tak myślę w sumie chyba Mam to w dupie, wole garstkę świadomych adresatów Niż przesiąknięta extremą bandę dzieciaków [REF] Zabrali wiele, jednej rzeczy nie oddałem Wizji jest w cholerę, wokół toczy się kabaret Dużo się dzieje, wiem, że chcą mną zawładnąć Wyprać mi mózg i ściągnąć mnie na dno Mam swoje wartości, mimo czarnego "PRu" Próbujesz mnie pouczać, radzę, lepiej sobie daruj Bo własne poglądy zawsze podnoszą ciśnienie Największy mój atut? Samodzielne myślenie