Trzy płyty o tym napisałem, czwartą piszę teraz Ale wiesz jak to idzie, znów dzwonią bym wyszedł w melanż I bez znaczenia opowiesci ze sie tyle zmienia Szukam sposobu by odmówić ale nigdzie nie ma Ponoć brzydko tak robić, ja chcę szybko zarobić Po pijaku jestem jak psl, wszystko dla swoich Podwójnie, ogólnie jestem w czepku urodzony Nie jestem wcale leniem, teraz chcę to udowodnić Ale nie potrafię, nie potrafię, nie potrafię nic, joł I nawet nie próbuje, w ciemno stawiam, że nie wyszło Bo nie potrafię, nie potrafię, nie potrafię nic, joł Wypije za wszystko, ale na bank nie za hiphop Bo, jak dla mnie rap jest jak dubbing w p**nuchach Niby samo pierdolenie ale ktoś tego słucha Pytam kto pytam skąd pytam jak to się stało że ambicją tych łaków jest być gwiazdą polsatu -- Mam dwa trzy na karku, trzeci bramkarz na world cup Nie widzę się w opcji: dzieci, praca i żonka O, zleci czas tam do końca Nim skumam, że powinienem wziąć się za siebie Się biorę, się wezmę, się nie chce mnie nic A najlepsze że ta najba na mieście to dziś I co mam teraz robić, mam siedzieć tam? nigdy Błędy się zdarzają, ja chleje za krzywdy I znowu to samo mam i znowu bez planów ja Na życie? daj spokój, tak dobrze je znasz Mam więcej niż jeden - hajs mieć i flotę Nastawienie do życia - od zawsze w sobotę W niedzielę się zmienia, ale nie martwy się tym Bo w życiu jak rapie, ważny jest styl Z ręką na sercu, kto ma więcej niż ja? Mordy widzą mnie w rapgrze, a ja nie chce być tam Ref.: Nie chcę żyć tak jak Twoi ludzie z branży Tak bardzo zabiegani, kiedy u mnie starczy Wleję soku do czystej i jest git w miarę Nie chcę żadnych problemów, takie żyyycie wyybrałem Mówią, że jestem żartownisiem i że rzadko widzę Problemy większe niż jaką brać popitę Tak samo mam co tydzień, jak piątek się zbliża Miałem ogarnąć życie, ale mooże nie dzisiaj -- Moje życie to dramat, nie no na bank nie życie jest spoko, nawet mnie się wstawać chcę Ale po czternastej, sprawdzę pocztę zawsze Nie chcę żadnych wskazówek, dojdę sam se Mów mnie pan smek, o albo nie mów nic Muszę się martwić codzień czego chce mój syn Nie no żartowałem, nie mam w planach nic nara A na pewno nic poza wejść i wyjść, nara -- Co Ty chciałaś mała, co Ty chciałaś mała I o czym pomyślałaś, kiedy wchodziłaś tam (tam) Otworzyłaś się nie wiem, jak naboje dam dam Choć nie miałaś skrupułów gdy mówiłaś 'daj, daj' Tak, tak, to jest fakt zapisany w księdze Znam sam pewnie sto takich samych jeszcze Nasz raj, żeś przepiła z jakimś cwanym wężem Znamy resztę, ale mogłaś chociaż spalić tęczę Taki jestem, taki jestem Zamknij gębę, albo nie wiem zaraz dam Ci lekcje Wcale nie chcesz, ale weźmiesz Czytałem o tym nie wiem w tym waszym manifescie Wyształcona, po studiach, jakieś gendzer stadies Twoja barbie jest z partii, z grodzkim krzyśkiem Dyskutować mam z tobą? też mi biznes Taka beka to od zawsze tylko z feministek Sponiewieram Cię dziś, otwierając Ci drzwi Jesteś taka bezbronna, ja polakiem, faszystą I napluję Ci w japę, za wszystko X2 -- Biorę buszka i magnez i puszka na spacer I znów mam najbardziej skacowany ryj w rapie Inaczej se nie chce, przynajmniej nie jestem Jak każdy w tym mieście, od zawsze przeciętnie Mam własne podejście do spraw których nie chcę Traktować w kontekscie 'oo fajnie, no wejdźcie' Się czujcie jak u siebie, chopy na winklach Prędzej zdechnę niż wezmę tę robotę za tyśka Jestem jeden do es, jeszcze nie wiem co chce Robić w życiu prócz tego, że nie chcę robić niic Chętnie wezmę co jest z opcji 'hej smek weź mnie' Co ty w szoku, nigdy nie tłumacz że to dobry deal Bo nie jest tak, nie chce pytac gdzie jest hajs Odkąd ogarniam se życie, ty nie pierdol że mnie znasz Teraz szczerze, nie że życie gna w beznadzieje W planach mam wstawać tylko po to by jebać biede -- Idę w złą stronę, jak wychodzę przed szereg Mówią, że to skonczone, ja że nie i że nie wiem Kiedy wrócę stamtąd, i znów muszę zaklnąć Chmury w których noszę głowę nosią burzę, znasz to To podłe brzemie, bo znów mamy niedzielę A miałem się ogarnąć, dla nich dla siebie Sam nie wiem, jakich 'nich' i kto jest kim Masz powody przypuszczać, że smek poszedł pić To jest pierwsza wersja, druga? bez znaczenia Bo jak w grę wchodzi melanż, e, nie wybieram I tak dwadzieścia dwa, już prawie dwa trzy I tak wejdę na szczyt, się zaśmieję wam w ryj Później przyjdzie piątek by wreszcie wyjść, siema Zanim dojdę do wniosku, że nie chcę nic zmieniać To jest moja droga, tyy xdd moja droga Jak nie chcesz nią iść to chyba się pora rozstać -- Nie muszę wiedzieć która jest godzina Bo to przypomina mi, ile dni już straciłem na nic A chciałem robić rzeczy dla nas, to jest pierwszy wariant Ale jebać przepowiednie, to we mnie wierzy karma Ją zmyślił jakiś wariat, byśmy byli mili To już bardziej wierzę w E.T. albo w EV winnings, hehe Bardzo śmieszne, życie? całkiem wredne A miałem brac garsciami gdy mowi sam sie wez sie I biorę się codzień i pole mam spore Jeśli chodzi o popis, lecz mam dosyć, coo ty To jest życie jakie chciałem mieć, fajnie jest Nie pierdol mi proszę, że raczej nie Japa xD