[Verse 1: HuczuHucz] Napisałem list choć nawet nie znam twojego imienia Nie wiem nic a nic o tobie, ale czy to coś zmienia? Dziś opowiem o moich problemach słów pełno Po zgliszczach jak W.E.N.A w mej alei snów biegnąc Spaleni znów w ciemność chowają swoje twarze Czas zmienić już codzienność by uniknąć poparzeń (zła zła) i tu nie chodzi o słońce Bieg po szczęście to jak atak mając na plecach obrońcę Różne bodźce zmuszają nas do zmiany Nie jesteśmy wolni, a gdy już jesteśmy to chlamy I tak znamy prawdy, o których nie pisze Biblia I w każdej z nich każdy już swoją nisze wybrał Nie wierzysz, bo to bzdura albo wierzysz bo się boisz I szukasz słów w chmurach, chociaż życie to nie komiks Dobrze wiem jak to boli, niosę ciężar doświadczeń Spójrz w serce, choć wiem że nie zechcesz tam patrzeć... [Verse 2: HuczuHucz] Co do życia, to nie ma tu uniwersalnych porad Wiem tylko jak je przegrać, nie wiem jak sie podnieść z kolan Nadzieja - tylko ona dzisiaj nam została Pozmieniało się dokoła jak u Quiza i Karwana Siemasz mała, znów zapytam co tam słychać, no bo Mimo że się staram już nie mogę dziś oddychać tobą A ty mną, rozumiem...w sumie, nie rozumiem Narysuj mnie na płótnie w późne popołudnie Okrutnie się rozstań, bo wyschła już farba Dziś wódkę po knajpach do pyska mi barman Nalewa (nalewa), którego nazywam życiem Tylko po co? To bardziej realista niz marzyciel... Nocą nie będę biegał po połówkę na stację I nalegał, by na regał stawiać butle i kapsle Się wkurwię i zasnę, i pamiątek zapomnę Proste, ale łatwiej iść miastem w piątek na wojnę [Verse 3: HuczuHucz] Gdyby milczenie było złotem, raczej nie byłbym poetą Nie jest ani trochę, zwłaszcza kiedy milczy mi telefon Z jednym większym krokiem mógłbym ciebie zabić Przecież do perfekcji nauczyliśmy już siebie ranić Czuję to w powietrzu jak w piosence u Phila Collins'a Lecz za myśli na szczęście tu nie zamyka policja - jeszcze Dziś wychodzę co raz częściej na szluga I nie myślę, przekonałem się że serce nie sługa I jest we mnie nienawiść do jednej z tych planet Po jej ciemnej stronie, którą co dzień resetuje ranek Mam syndrom Sztokholmu, gdy porwał mnie płacz Bo windą z pozoru nie można tylko spaść, ha Będę się żegnał jakby to był pacierz Moje relikwie świętości znów znajdę przy blacie I nie wiem kim jesteś, i o tobie nic a nic Proszę otwórz tę kopertę i rzuć okiem na ten list...