[Verse 1: HCP] Jest tylko to miejsce i jestem ja, przejdę sam Przez ten świat, nocy cisza co tak pięknie gra Miejski blask, spacer powodem, że oddech łapię Choć zawsze poprze przyjaciel dziś sam mierzę się ze światem Z samym sobą, by w głębi znaleźć miłość, prawdę Piękne wnętrze bo powierzchnie są niczym żeliwo twarde Taki ten świat jest, że musisz bić pięścią W której zarazem trzymasz miłość, szczęście, bezpieczeństwo Sam idź, idź po ostatnią wody kroplę Kiedy przez ostatnie dni szedłeś po Saharze wspomnień To może być pomocne, bowiem spokój to sukces jest Kiedy twój świat się wali jak WTC, na smutek lek Nie w wódce więc skupże się i idź mężnie Dziś zejdziesz na bok by zająć swój własny Spitsbergen Tu każdy krzyk mięknie, więcej nic nie chcesz W tym tempie oddech gra synchronicznie z powietrzem Wiem, że świat daje nam niespodzianki Smutek matki, brak pracy, panny, bieda i fałsz tych Których miałeś za bliskich, dziś to nieważne świat milczy Czasem zahamuj, by ruszyć tak aż polecą iskry [Verse 2: Warszawski] Jest tylko to miejsce i jestem ja W latarni świetle odkryłem głębie barw gdzie szczęście i żal Jak kalejdoskop, by zniknąć w nocnej ciszy Dostrzec czystość w brudnej i gorzkiej kliszy wspomnień Takie momenty dały mi pewność Że póki żyję mam prawo widzieć piękno i czuć się częścią Tego miasta, nawet gdy miłość wygasła Miłość to nie tylko panna i mariaż to wiatr co pchał nas Przez asfalt, by dać nam świadomość bogactwa Nawet na krańcach rozdarcia każdy krok to szansa Spokoju zaznać rano nie być jak w Guantanamo Ofiarą, zalaną przez etanol Dziś będę wiarą, pójdę w nieznane jak ona Po drodze pamięć pokonam, urywki zdarzeń w obrazie Jak kolaż, by pójść dalej w marzeń ramiona Nad ranem złoża tej nocy przełożyć na słowa i podać Je tym, w których szczęście wiecznie tkwi Nawet gdy jest tylko szeptem dni, musisz przez nie pewnie iść I widzieć dobro