[Zwrotka 1: Guzior] Nie skupiam się zbytnio, ostatnio na rzeczach Sam jestem soczewkami gwiazd Guzior Super Sayian, energia nakurwia wokół mnie Jak kawałki rozjebanych skał Pojebany vibe tłumaczy wszystko już w kwestii Dlaczego pojebany tak Wilk bynajmniej. Bisz czy Tyler? Żaden. Guzior goje rany sam Całe uniwersum kopie po nerkach Przewlekła choroba, olewamy świat Poranna drzemka, typie wypier.. dalej Na luzie budzę się, podlewam gra** Robię co muszę, idę w bluzie sobie po mój obiecany hajs Znieczulony tonami tabletek lekoman, życie kopie cały czas Jestem ciągle wieloma, a sobą Sprawdź jak się tu odgórnie role w ciele Mam dystans do siebie i do ludzi wokół mnie W sumie też ruchome cele Wszystko co mi nie podchodzi - ruchome cele Chcę w końcu przetarg na ten Cheddar Guzior jak mysz, jestem wciąż kuszony serem Wpuszczony między szczeble labiryntu szczelne Kuszony tlenem, zmuszony przebiec Tylko żeby cykl snów przeżyć Myślą, że żeby cel osiągnąć już muszą niewiele Gdy proszą, że mam w nic uwierzyć I uwierzę w to to mam nic już wtedy [Refren: Guzior] (x2) Pomału znika mi z kubka wywar Pomału wdycham i to jak wpływa na mnie ten haj Nic kurwa tu nie widać, w ogóle nas nie widać W tym całym gównie bo wokół jest mgła (heh) [Zwrotka 2: Slim Szczegi] Nie zakopałem talentu gdzieś tu menciu Więc na chuj ty kopiesz te dołki pode mną? Pozbywam się nieprawdziwych bez skruchy Nie ma co kruszyć [kopii o berło] Samemu wychodzę z siebie, pozostając sobą, pora na zmianę Pomimo tego to nadal kojarzą mnie tu z jedną pozą - pozamiatane Popadam w zamęt, przypał i grane To z nimi zrobię na zawsze porządek Jeżeli człowiek się uczy na błędach To dlaczego miałby mieć za złe cokolwiek? Palę to ciągle, wstaję po bombie, pracuję by tyle pęgi zgarnąć Byle by było na kolejną torbę Bo najlepiej wpływam na bębny Calgon Śmieszy rap co rusz mnie i co rusz mnie, no bo nie jest tak? Ty jeśli masz w to wczutkę i to w kurwę no to nie wiem sam To nie to, że siedzę szmat czasu Kleją się w sumie szesnastki same Niejeden lamus już łapie tu spinkę A ja bez niej otwieram każdy zamek Obnażam stereotypy, to heterotypy? To powoli chore Próbują mi wmówić, że życie to dziwka Bo niemal przed wszystkimi stoi otworem Ja robię ją, biorę wciąż sobie co moje I co mnie te twoje pierdolenie, proszę Cię Jeśli samemu nie zejdziesz na ziemię To uświadom sobie, że jakoś Cię zniosę psie Twój rap to świadek jehowy Weź lepiej wstydu nie przynoś więcej Skąd Ci to przyszło do głowy, że ktoś go wypuści Jak nikt go tu przyjąć nie chce? Traktują Cię jak powietrze, bo tacy jak ja zapierają dech im Przyjmują mnie tu coraz goręcej Gdy ty to zero bezwględne #Kelwin [Refren: Guzior] (x2) Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska