[Zwrotka 1] Letni wieczór, przystanek po zejściu fazy Znów marzy mi się rozmowa z kobietą bez twarzy A w wyobraźni jak i we śnie dalekim mam tendencje Do widzenia więcej, gdy me powieki są zamknięte Powieki, będę w tym kiepski na prędce Ona mówi "weźże streść mi tu swoją egzystencję" Na pętli prędzej, sugestie sugestywnie straszne To dziwne, że świata truciznę wdycham lat osiemnaście "Proszę jaśniej trochę" - mówi mi na swój sposób Czuję ją i słyszę, choć jest bez twarzy i nie ma głosu Obok paczka papierosów Marlboro Jako synonim, że to los w agonii mą dolą kryptonim monolog Nic po nim, bo ponoć ten polot na loży zasiada Ja puszczam grę w życie w kanał Bo mam dosyć grania I w sumie miałem zamiary jej dalej zdradzać patenty Podjechał autobus, kierowco - nara - pojadę następnym Bosko, zaraz się okaże, iż błędy w percepcji Biegły tędy, którędy ona szła wcześniej W oceanie koncepcji pasażerowie krzyczą "wsiadasz czy nie?" Ej Green'ie, bo zginiesz nim swe wersy nawiniesz On pojechał, ja zostałem, więc tkwię tam Siedzę i opowiadam dalej a czas ucieka Siedzę i opowiadam dalej a czas ucieka [Refren x2] Ziemia jest matką, który z was to introwertyk? Codzienność kroczy przede mną a ja nie nadążam A z resztą pieprzyć, jeśli życie ci zjada nerwy Zamknij oczy, ona przyjdzie i pokaże ci jak świat wygląda [Zwrotka 2] Siedzę tam ja i kamienna mina Gdzie sekunda to minuta, a minuta to godzina Wydłuża czas Green'a sprawnie w sposób nie prosty Mam dwie jaźnie, pięć żyć i siedem osobowości Full opcji w nas a jedna to perswazji przemoc Ławka jest przezroczysta, czy to niewiasta to kameleon? Czas na godzinę zero, niekoniecznie, trwaj wiecznie chwilo Chcę się wyrwać, przylepiony do tego miejsca dziwną siłą I czuję ją tak, że już mi coś świta Nie widzę jej, a mógłbym opisać jej wygląd Witaj w moim świecie, który jest mały, lecz to nie mało - zaznaczam Wpisz kod i wchodź śmiało, zapraszam [Refren] [Zwrotka 3] A zatem niech nie pyta nikt, czym się trawię Ja tylko przelewam na papier moment, gdy uciekam przed światem I nie czekam na datę końca, bo to wieczny labirynt Pomylić się łatwo, Green'ski nie czuje, bo pieprzę empiryzm Nie mam chwili nawet, zaraz wyzionę ducha Nie chce mi się gadać a ona chce mnie słuchać Ponoć, kiedy się budzisz to zwykle patrzysz wrogo Otworzyłem oczy, które przeszły zgrozą i trwogą Świadomość poszła w próżnię, jest podświadomość Spoglądam obok, a tam nie ma nikogo Tekst - Rap Genius Polska