[Intro] (Halo? Halo!) Ty też masz czasem tak(masz tak?), że popatrzysz się w lewo(no właśnie), to myślisz w prawo, a potem i tak pójdziesz prosto przed siebie(W prawo tak, pójdziesz prosto) Bo ja czasem tak mam... [Zwrotka 1] Jestem kawałkiem mięsa, mam swoje cele i plany Nie chcę zbyt wiele, wystarczy bym nie był źle zrozumiany Plus kilkanaście gram duszy, której więzieniem jest mięso Tylko ostatnio to jakoś nie myślę o tym zbyt często A może ona jest jakimś aresztem dla ciała I może powiem nareszcie, gdyby jak puch odleciała I tak kawałek po kawałku, tracę część własnego zdania Potykam się w tysiącach miejsc, upadam na kolana Staję. Widzę świat, inaczej znów zaczynam, kłamać Prawie bym się odnalazł, lecz nie wiem czy się zgubiłem To co mnie dzisiaj zabija, sprawia że czuję że żyję Bo jestem chciwym myśliwym, który poluje na chwilę Wilczy apetyt na życie, od życia mam wilczy bilet I taki fetysz, że na nie patrzę przez różowe bryle Jak uwierzyłeś przez chwilę, to to by było na tyle(było na tyle... było na tyle..) [Refren] Czemu dziwisz się że wciąż otacza cię noc (Czemu?) Przed świtem idziesz spać, a wstajesz gdy zapada zmrok(hej!) Czemu dziwisz się, że to co masz trudno docenić (Czemu?) Wciąż patrząc pod światło nigdy nie dostrzeżesz cieni (nie!) [Zwrotka 2] Polski sen - znaleźć pracę na biurku[?] Żeby cię stać na whiskacze i jakieś parę sztuk pudru Gdy niebo płacze, to gra na tych pokrywach od kubłów A uśmiechnięty żebraczek zbiera na żarcie dla kundlów To może tęgo zaboleć, jeśli otworzysz powieki Ale to szczerze pierdolę, bo ten sen nie jest zbyt lekki Imperium kurzu i monet, jakichś wspomnień i przekmin I jeszcze strzępy sumienia, którego moc ktoś już przeżył Chciałbym rodzić się co noc, niczym z popiołu feniks Pośród upadłych aniołów i apostołów tej ziemi Bo czego bym nie uczynił, to i tak nic nie zmieni Dopóki [?] lub niemoc nie zaleje nam źrenic Jak penis liczę zyski i straty żeby osiągnąć cele Wszystko chyba mi już starczy, chociaż wiem że to nie wiele To co dzieje się w głowie nie ma żadnego sensu Jakbyś szybko tu nie pobiegł, tam i tak stoję w miejscu(stoję w miejscu...) [Refren] Czemu dziwisz się że wciąż otacza cię noc (Czemu?) Przed świtem idziesz spać, a wstajesz gdy zapada zmrok(hej!) Czemu dziwisz się, że to co masz trudno docenić (Czemu?) Wciąż patrząc pod światło nigdy nie dostrzeżesz cieni (nie!) [Zwrotka 3] Drzewa okrywa szara biel reklamówek i łopoczą radośnie na wietrze Monopol - stan zapomnienia ma tu największy szacunek Pielgrzymi świecą go na jawie i we śnie Tutaj gdzie dawno nonsens się przeobraził w żenadę I nawet słowo "powaga" brzmi śmiesznie Żeby przywitać się z mrokiem, trzeba mieć sporą odwagę Bo wtedy świt możesz odczuć boleśnie Na co mi było spisywać te chwile? Nagle stałem się papieru więźniem Na co tak głośno, po cichu liczyłem? Że maznę sobie świat swoim pędzlem? Niech jasna cholera zabierze poezję I jakiś szlag trafi cały ten liryzm Pustka, syfilis i jeszcze stos uzależnień Bo tego żeście się dziś dorobili [Outro] (halohalo, jesteś tam? Ty ty!) Na samym końcu, obejrzysz się wstecz I uświadomisz sobie(co sobie uświadomisz?) Że życie zamienia czas na wspomnienia