Freshboyz - Mount Everest lyrics

Published

0 135 0

Freshboyz - Mount Everest lyrics

[Verse 1: Szach Mat] Chcieliśmy być jak Pa**epartout W 80 dni zwiedzić cały świat Szukać odpowiedzi na wszystko co nurtuje mnie A jedyne co mnie nurtuje to ten rap Nigdy nie liczyłem na sławę Nigdy nie liczyłem na chwałę Że jak Jordan będę napierdalał cele wsadem To wszystko to moje niedoścignione cele Kto teraz będzie trenerem Pokemon? Kto? Porzuciłem swoje poczwarcze cele by zostać motylem Mainstream woła mnie chodź Jestem niespodzianką nigdy nie wiesz co zastaniesz I to taki był przypadek jak Żebrowski nosił katanę #przejebane Wchodzę jak do siebie skoro zapraszasz mnie Wystaw tu Playstation, tonę żarcia, mój fotel, mój fortel Będę napierdalał koncert, a ty się baw Wzajemne przyciąganie - grawitacja Nie wiem z kim aglomeruje- lecz to zacna motywacja Bio - degradacja! Śmieci woła ich wydawca. Ha, racja To taka niezręczna sytuacja - Ricki Allen mój wybawca Daj coś na kaca! Moralnego kaca W całym żołądku mi wywraca. Nie chcę czuć się jak Amy Winehouse Dlatego będę chlał - abstynencja nie popłaca Chwila moralnego kaca - moralna strata Za garść srebrników to możesz bawić się w Judasza - hakuna matata A potem na psychiczny ból to se wezmę apap Nie nie będę płakał - choć tak dużo do stracenia Na Panteonie wciąż odbierana jest najwyższa cena Dużo do strzelenia - mało do zaproszenia Chce się czuć jak gladiator dlatego będę szczekał! No dalej czekam! [Hook] Te miejsca co mijam to mówią nie wiele Jednak wiem co czuć w podnóżu tych gór Jak byłeś na Rysach widziałeś krajobraz Wyjdź na Mount Everest pogadamy znów To tylko przenośnia dosadna w chuj Niczym neonowy strój A o czym nawijam to mógłbyś wiedzieć jedynie będąc tu. Będąc tu [Verse 2: Szach Mat] Chyba nie jestem zbyt odpowiedzialny Eeee.. nie jestem zbyt sakralny Ludzie mówią że lubię być nieobliczalny Jestem taki Jacka**, ale wykonalny I zgarniam te najlepsze fanty, właściwie beż żadnej walki Ludzie się tutaj łgną jak do jakiegoś Jezusa - pragną łaski Nie rozgrzeszam, nie uleczam, bo to nie mój cel Ja tu robię tylko istny western #John Wayne I tak sobie myślę czasem - o jaki chuj tu chodzi Że rap gra potrafi tak tyle tych bękartów zrodzić Ten mainstream to takie trochę okno życia Wydam, spierdalaj, lecz samodzielność smakuje lepiej dzisiaj. Pycha Więc się nią opycham jakby był tłusty czwartek A na każde piętro wyżej będę kurwa wchodził saltem Może kiedyś miałbym jakiś opór Przedostać się przez bluszcz w samym centrum Mordoru Teraz to już raczej przeszło i idę w głąb boru I wygram tutaj wszystko jak w toto lotku Choć wcale nie gram - miałem kiedyś ten hazard problem Postawiłbym pewnie wszystko - dom, złotą plombę Dziś te wygrane to ja na prawdę pierdolnąć mogę Gdyż popłynąłem w zielone rafy koralowe I to pierdole! Tak soczyście to pierdole Tak zajebiście być dzisiaj promotorem To pewnie dla tego, że chodziłem na bio - chem A jedyne co pamiętam to symbole Breaking Bad Chyba praktykuje magię w stylu Keiry Metz Nie zagniesz tutaj mnie, choć nie złożę origami Kto chce zagiąć. Pomyśl no kurwa - fani [Hook] Te miejsca co mijam to mówią nie wiele Jednak wiem co czuć w podnóżu tych gór Jak byłeś na Rysach widziałeś krajobraz Wyjdź na Mount Everest pogadamy znów To tylko przenośnia dosadna w chuj Niczym neonowy strój A o czym nawijam to mógłbyś wiedzieć jedynie będąc tu. Będąc tu [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]