[Verse 1: Onar] Nie pierdol mi, że potrzeba trochę Ci czasu wolnego Media zamykają pysk, usta krzyk i dlatego Moje łzy mają kolor atramentu z długopisu Kiedyś pobłądziłem w życiu, dzisiaj wiem co kocham w życiu Już nie mówię, że mi wszystko jedno, patrząc w podłogę Jest ciemno, jest zimno, ocieram z czoła krople Kielich goryczy jest już na granicy przepełnienia Zawsze wracam jak bumerang, póki kręci się Ziemia Chcę usłyszeć dzwonek do drzwi, poczuć chłód klamki Póki co światła oślepiają mnie, czuję chłód szklanki Na oczach czarne okulary, choć jest pierdolona północ Kostki lodu, szelest hajsu, ciężki bas, gówno Mnie już obchodzi, która wskazówka jest od godzin Ludzie jak ćmy, lecą do światła, póki palą się neony Confetti leci z nieba, wokół brakuje chleba Jestem równolegle w dwóch czasoprzestrzeniach Czuję radość i smutek, czuję ból i euforię Mam twardą dupę połączoną z kręgosłupem i emocje Zawsze biorą górę, kiedy jestem najebany Szczęściem, nie zamykaj dzisiaj proszę drzwi bo późno będę [Verse 2: Miuosh] Światła zlewają się w linię, kiedy moją drogą frunę A na plecach niosę rzeczy, których ponoć nie da się już unieść Już nie potrafię tak żyć, jednak umiem jeszcze Honor każe stać i walczyć, reszta głośno krzyczy: pieprz się! Jebany strumień porwał resztkę moich dni Wypiję więcej niż umiem, nie przekręcaj zamka dziś Ten cały syf musi kiedyś wyjść z człowieka A ja nie lubię zwlekać, wyścig nie uczył mnie czekać Rzeka tajemnic - słyszę zero i nie wiem nic Skąd mogłem wiedzieć, że to wszystko mnie otępi tak Mój dawny świat nie wierzył, co drugi ślub i kredyt A ja znów piję sam, jak jakiś cham zaliczam gleby Nie musisz dać mi przeżyć, potrafię ustać sam Choć głównie w miejscach gdzie na pamięć każdy z kroków znam Choć miałem na to plan, nie trzymam się go zbytnio Ten cały chłam mnie łamie w pół, a w dół się leci szybko Może alko i przykrość wypłukały ze mnie resztki chwil Trzeba wstać, iść dalej chlać albo pić Oprócz tego i tych paru linijek nie umiem nic Zamknij pysk, późno będę, nie zamykaj dzisiaj drzwi