Wicher przycicha i się wzmaga, I raz jest mglista, raz promienna, Śliczna zimowa Kopenhaga, Miasteczko Pana Andersena. Poety, który nas podzielił, Swe bajki gęsim piórem pisząc, Na tych, co już je usłyszeli, I tych, co jeszcze je usłyszą. Na kartkę blask od świecy padł, O zmroku przypływała wena I oto stał się cały świat Miasteczkiem Pana Andersena. I grają w bajkach dobrych, złych, Los odgadując swój po trochu, Mężczyźni i Kobiety ich, Księżniczki ich na ziarnku grochu Są delikatne, boją się, Czasem ich cichy słychać szloch: Kochany mój, nie uraź mnie, Skoro mnie razi byle groch. I leci groch kobiecych łez, I szepcze mi poduszka senna, Że całe nasze życie jest Miasteczkiem Pana Andersena... I myśl mi się po głowie, Która odkrywcza jest szalenie, Że w sumie jedno, co nas łączy, To jest dziecięce pochodzenie. Nad Danią zima jest ponura, Tnie zimnym gradem, deszczem kosi, Nad Danią gęsi gubią pióra, Chudy poeta je podnosi. Na kartkę blask od świecy padł, O zmroku znów przypłynie wena I znów się stanie cały świat Miasteczkiem Pana Andersena. I będą grali tam i tu, I losu dociekali swego Mężczyźni w zimnym białym dniu Porwani przez Królową Śniegu. I będzie słychać smutny głos Mężczyzny - chłopca hen, zza mgły: "Kto wyjmie to bolesne szkło, Które do oka wpadło mi?" Nieraz popłynie taki tekst I szepcze mi poduszka senna, Że całe nasze życie jest Miasteczkiem Pana Andersena. Tak jest, choć w czoło się pukają Ci wszyscy mądrzy i stateczni, Co w żadnej bajce nie zagrają, Bowiem nie byli nigdy dziećmi...