I znów jesteśmy ze sobą twarzą w twarz, Rzuceni w otchłań szalejących fal. Tak bezradni, przed sobą ukrywamy wstyd, Bez sił i złudzeń, że nowy nas może ocalić świt. I nikt z nas jak dotąd nie spostrzegł, że Ta łódź od dawna już płynie do góry dnem. Po rozległych bezdrożach wzburzonych mórz, Nikt z nas nie spostrzegł: ta łódź od dawna tonie już. Karnawału dawno minął czas, Chleb codzienny zastąpił nam szampana smak. I teraz każde słowo, które pada z naszych ust, Coraz większy (coraz większy) miedzy nami z dnia na dzień stawia mur. Tak więc nikt z nas jak dotąd nie spostrzegł, że Ta łódź od dawna już płynie do góry dnem. Po rozległych bezdrożach wzburzonych mórz, Nikt z nas nie spostrzegł: ta łódź od dawna przecież tonie już. Nie chcę winić nikogo z nas, Rozpamiętywać gorzkich chwil, wiecznie rozliczać z kłamstw. Nie chcę słuchać wyjaśnień zbędnych słów, Jaki to ma teraz sens, gdy coś umknęło bezpowrotnie. I nikt z nas jak dotąd nie spostrzegł, że Ta łódź od dawna już płynie do góry dnem. Po rozległych bezdrożach tułamy się, Bo każdy z nas pragnął ujrzeć inny przed sobą brzeg. I nikt z nas jak dotąd nie spostrzegł, Ta łódź od dawna przecież tonie już. Nikt nie spostrzegł, nikt z nas nie spostrzegł I nikt jak dotąd nie spostrzegł, nikt z nas nie spostrzegł... Nikt z nas nie spostrzegł: ta łódź tonie już. Rzuceni w otchłań szalejących fal, Bez złudzeń by nowy nas świt ocalić mógł, Nikt z nas nie spostrzegł, nikt z nas nie spostrzegł: ta łódź tonie już...