DJ 600V - Jestem swój lyrics

Published

0 57 0

DJ 600V - Jestem swój lyrics

Sokół: Po koncercie, chcesz nas zabrać na wódkę, twoja dziewczyna z uśmiechem unosi miniówkę. Chłopaczyna chce z nami wysmażyć lufkę, Ochrona klubu chce sobie zrobić zdjęciówkę. Dwie turystki pokazują cycki, na których mają już markerem grube tagi wszystkich. Koleszka z Boczary podbija co pozdrawia człowiek, z którym ciężkie miechy ten gibał w Tarnowie. Zdziwiony podchodzi gość w koszulce z orłem w koronie, którego znowu ktoś wkręcił, że ze mną gadał na gronie. Nie mam grona chłopaczyno, i nigdy nie miałem, więc pogoń tą pałę co podszywa się pode mnie stale! Na zaplecze idziemy dalej przez salę, kiedy wchodzimy tam widzę after jak w karnawale. Zadzwonić do dziewczyny chciałem, że zaraz jadę, ale napierdala bit i najebane wokale. Więc wychodzę przed klub, żeby coś było słychać, ktoś przekopał koleżkę, leży i ledwo oddycha. Psy dyskutują z właścicielem lokalu, kolejne jadą na sygnale, nie słyszę nawet sygnału. Dobra trudno, napiszę jej sms'a, deszczu zawija samar, ale się ktoś na nim wiesza. Podchodzą w kółko pytają co z tamtą co u tamtego, zadzwoń na informację jak jesteś ciekaw kolego. Pomału tracę cierpliwość, chcę wracać już do Warszawy, gościu mnie bierze na litość, że jechał tu aż z Iławy. Ktoś chce kolejne zdjęcie ja już nie mam nastroju, naćpany ktoś mówi coś z prędkością naboju. Mam dość, chcę odpocząć, mam wyjebane, i tak na końcu będzie że to ja jestem chamem, bo z nikim nie piłem wódki i nie zajarałem, ale nie jestem twój, jestem swój i tak zostanie już! Ref. Sokół: Jestem swój, dla ciebie jest ta muzyka, odpierdol się od mojego życia! Jestem swój, nie twój, żyje tu dla siebie. Nikt w prywatne życie mi się nie wjebie! Jestem swój, weź się do tego przyzwyczaj, odpierdol się od mojego życia! Jestem swój, i huj tutaj jest do odkrycia, Odpierdol się od mojego życia! VNM: Idę do pracy na kacu max, udała się najba, stoję na pasach patrze jak spierdala mi tramwaj. Deszcz pada, co za żenada, na łeb kapie, a w japie sucho jak nevada. Biorę taxe, nie chcę moknąć dalej, cierp chcę pogadać, ale dziś może mnie cmoknąć w pałę. Klnie na pogodę, czeka kiedy coś powiem, a mówię tylko jak mes i blef ahaaa taa. I otwieram te drzwi, wchodzę do pracy, jak Public Enemy wśród ubranych jak Kennedy. Ziomek mówi, że się znów spóźniam, i huj, była dobra zabawa, mówię ty lepiej popraw krawat. Siedzę na kompie łeb napierdala, mówię niee, idę po czwartą kawę zaraz. Jak każdy czegoś chcę ode mnie, to sieć chamów, dzwonią do mnie z Dubaju, Angli, Amsterdamu. Wypierdalaj! Proszę, dla mnie co drugi typ, tu dziś z robotą śmiga, jakby coś tarał nosem. Ale dobra, jest piąta, wychodzę, marzę by w busie nikogo nie spotkać po drodze. Kurwa! Tylko nie ona. Nie rozumiem, nie chodzę już z nią na studia, myśli że obchodzi mnie co u niej? Pyta: Co u Ciebie? Masz już fan club? Ja w głowie liczę pozostałe siedem przystanków. I wysiadam, wchodzę do domu, żeby nie było tam alkoholu, Boże dopomóż. Niunia wyjmuje wino, mówi zagramy w sccrable, Jedyne słowo jakie dziś bym ułożył, to upadłem. Kochanie proszę, powiem Ci coś, na dziś wrażeń w mojej głowie już dość. Jeszcze dzwoni ciemny, wpadaj stary jest niezły gnój, ale dziś jestem niczyj, jestem swój! Ref. VNM: Jestem swój, dziś mnie o nic nie pytaj. Odpierdol się od mojego życia! Jestem swój, nie twój, dziś zdycham dla siebie, nikt na skacowany łeb mi się nie wjebie! Jestem swój, dziś się do tego przyzwyczaj, odpierdol się od mojego zrycia! Jestem swój, i huj tutaj jest do odkrycia, odpierdol się od mojego zrycia!