[Zwrotka 1] Myślałem, że wszystko samo się ułoży Coraz zimniej robiło się na dworze Coraz wolniej mijały mi dni Wyszedłem z koleżką wypić kilka piw Z dnia na dzień czułem się coraz gorzej A dziewczyna odeszła ode mnie Cały kwit wydawałem na goudę I czułem, że dziś też tak właśnie będzie Byle tylko nie zejść na ziemię Byle tylko odlecieć wysoko Kupowaliśmy sobie wtedy wrażenia Za każdą cenę byle przyspieszyć krążenia Było zimno, ciemno i późno Zwracaliśmy na siebie uwagę Zbyt dobre ciuchy i zbyt dobra fura I zdecydowanie za dużo złych manier Bez perspektyw i planów na jutro Mimo tego czułem się luźno Ruszyliśmy ekipą na miasto Rozpieprzyć hajs tam nim zrobi się jasno W jednym z klubów ostatni klienci To my, nad ranem najbardziej nagięci Browary, używki, panienki Wtedy spotkałem tych, co mnie szukali Podobno pytali na mieście Wyszliśmy spokojnie i grzecznie Pojechaliśmy furą kawałek By zatrzymać się na stacji gdzieś kilka przecznic dalej Wtedy ziom wyjął klamkę z bagara Byłem w szoku, myślałem, że zrobimy coś złego za chwilę I do dziś myślę gdzie wtedy byśmy dziś byli [Refren] Takich historii jak ta nie policzę na palcach Mogłem liczyć wtedy tylko na farta Mogły znicze już płonąć nade mną I nie raz, nie dwa było blisko do tego Myślę o tym kiedy zrobi się ciemno Kto i czemu wtedy czuwał nade mną Nie rozumiem sensu tych chwil i Do dziś myślę gdzie byśmy dziś byli [Zwrotka 2] To był grudniowy dzień, koło południa Kurewsko zimno, zasłoniłem żaluzje Wszamałem coś choć było już późno W pośpiechu myślałem w co mogę się ubrać Gdzieś po drodze na klatce, na schodach Zadzwonił ktoś żebym podrzucił towar 30 za gram, nie mówił za drogie Choć to mnie zdziwiło wróciłem i wziąłem Spod bloku na dole ruszyłem cierpem Instynkt dawał znać lecz sos był ważniejszy Za chwilę już podjechałem na miejsce Gdy wchodziłem tam waliło mi serce Filował na mnie jakiś typ z naprzeciwka Chciałem to sprzedać i wyjść jak najszybciej Upadłem na glebę a chciałem prysnąć Kajdanki na rękach i już po wszystkim [Refren]