Cywinsky x Dorian - 16 rano REMIX lyrics

Published

0 233 0

Cywinsky x Dorian - 16 rano REMIX lyrics

[Zwrotka 1: Cywinsky] I put on for my city, leci Jeezy, jakbym miał skończyć z tym O szesnastej uzbrojony w perłę w ręku w czwartek rano Jakbym mógł znaleźć portfel, spokój ducha kupiłbym Plus dziś nie z marszu ruszył po najprostsze zadania Sushi brak w lodówce i chilijskiego wina Mimo to Blacc Hollywood mi poranek umila Zapomniany jestem i końcówka rozmyta Zaciera się obraz, taki efekt motyla Zgubię ją w takim tłumie, leci Jeezy, jakbym miał skończyć z tym [Zwrotka 2: Bonson] Krew na butach, znów jest ciężko wstać Nie mam klucza, gdzieś telefon spadł Nie ma chuja, czuję, że to znak, ta natura Psuje mnie od lat, znów mnie ciężko wstać Bluza w błocie i pod paznokciem syf Chuj na koncie, jak tak można w ogóle żyć I wejdę na fanpage powyzywać trochę bliźnich Później skasuje post, bo chyba trochę wstyd mi Śniadanie, teleexpres, jak wstaję - niebezpiecznie jest W kiblu ląduje mój posiłek, nie jem więcej, wiesz Serce nakurwia, jakbym wciągnął kilo Odpalam szluga, rzygam, pytam po co było Ktoś znowu dzwoni, pyta czy jestem na chacie Jak dotarłem i że wczoraj to był zacier Nie pamiętam, jak ogarnę to Cię złapię Cześć, siema, piątka i mam już raczej po wypłacie, bomba [Zwrotka 3: Cywinsky] Cukierniami, panna przez sny Mówiła, że lubi jak płynę dziś Cukier na tak, pamiętam smak Pamiętam wszystko na bank Miałem zacząć cały weekend z dymem Czuję, że z nurtem znów dziś popłynę [Zwrotka 4: VNM] Szesnasta, god damn mordo Pora zwijać się stąd prędko jak Flash Gordon, wpadnie po nas cierp Volvo Gałka na oczach, już mają odcień bordo Dopadnę poduszkę, zrobię Z Z Z Z Z jak pięciu Zorro Wpadłem z katarem tu, nie przeczę za to Wyjdę z większym bo witaminy E i K, mi kurwa nie leczą zatok Nie potrzeba recepty, na to, żeby zrobić z tej soboty niedzielę Niewiele trzeba by zapomnieć się i to dosłownie W sensie jak ja się nazywam, do pracoholizmu to alternatywa Na kwadracie, dobicie winem na rano i o szesnastej rano, wypierdalam w kimę, dobranoc [Zwrotka 5: Łona] Poranek, zwykły poranek jakich setki Ból, cierpienia, amnezja i sporo obietnic Bo silnej woli co brak mi to brak mi Ale to był ostatni raz i to naprawdę ostatni, ostatni Już spruty ale wciąż skuty, w pół drogi Plus to sumienie, jebane co mi wyrzuty robi Co mnie ściska od głowy po tułów I co ma dla mnie zestaw pytań, zresztą standardowy do bólu W jakich bawiłem salach, czy długo czy moment Czy spod Columbusa rekin ocalał i czy było wleczone Czy tych wstydliwych spraw się jakiś przypałętał, widz Spójrzmy prawdzie w oczy, co ja pamiętam, nic [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]