W pewnym mieście na ulicy gdzie nic nigdy się nie zdarza Urodziłem się bez krzyku i w dodatku bez lekarza W dzieciństwie, od niechcenia, pogrążony w samotności Hodowałem urojenia o pokoju i wolności W szkole, kiedy kumple zażywali narkotyki Ja wierzyłem w sprawiedliwość i uczciwość polityki Byłem dobrym katolikiem i w heteroseksualnym związku Żyłem z moją żoną, gdy nas z sobą ożeniono Życie upływało według idealnego schematu: Nie paliłem i nie piłem, nie gwałciłem, nie skarżyłem się na nic! Ideologią było przeżyć do pierwszego Pracowałem w supersamie i zadowolony z tego Przynosiłem wypłaty do domu na spłaty Zadłużenia bankowego bardzo regularnego Zadłużenia bankowego bardzo regularnego Jak gdyby nigdy nic wyszedłem z domu, nocą, w maju Było ciepło, rozebrałem się do naga I widziałem czerwone gwiazdy jak spadają I widziałem spalone miasta, i widziałem tłumy ludzi Ruszyłem ręką: umierali, potem drugą: rozstąpiły się niebiosa... Biała droga brukowana wprost do Boga Mogłem mówić z Nim o wszystkim, o czym chciałem Moje oczy pełne łez a w sercu władza Ponad światem unosiłem się spełniony Ponad światem rozpostarłem moje dłonie I już byłem niemal bliski zrozumienia Zrozumienia tajemnicy wszech stworzenia Zrozumienia tajemnicy Wszech Stworzenia..... ...schizofrenia, schizo, schziofre, schizofrenia...