Czas ostatnich już nocy schyłku lata Wiem, że od lat nie mieliśmy o czym porozmawiać Nie wiem, czy znasz burzące się dzieło swojej woli Bardzo bym chciał powoli o wszystkim Ci przypomnieć Na pewno kształty, barwy, dźwięk i smak Na pewno zapach czerwcowego dnia Na pewno zarys ogólnego tła To dobry pomysł Na pewno wiara, że istnieje świat Na pewno wieczny i że nawet Ja Jeżeli zechcę mogę trafić tam To dobry pomysł Patrz, jak cudnie przelewa się urodzaj Cały ten świat, bezkarnie przewlekła Hipertrofia Nawet, jeśli tylko błoto i przedwieczny kurz Krążą ponad głową, nawet jeśli umarł Bóg Każdy proton tęskni za istotą Absolutu... Żal istotnie mi będzie Go zostawić Wszystko co sam w przypływie nadmiaru powołałeś Dopiero wódkę i ogórków smak Dopiero formy obcowania ciał Dopiero pięknie zmarnowanych lat Poznałem słodycz Dopiero prawdę, że na krótki czas Dopiero jestem przeczuwając jak Za chwilę zniknę kolejny raz Już nie odrodzić się Nawet, jeśli tylko błoto i przedwieczny kurz Krążą ponad głową, nawet jeśli umarł Bóg Każdy proton tęskni za istotą Absolutu... Jeszcze nasycam się powietrzem oddechy przenajświętsze karmią serce przez noc później, późnym popołudniem, gdy Cienie będą dłuższe i smutniejsze niż są później, przeczuwam to podskórnie wszystko nagle utnie się, przemieni na proch jeszcze pocieszam się, że jestem rozkoszne czując dreszcze od nadmiaru i żądz... Jeszcze nasycam się powietrzem oddechy przenajświętsze karmią serce przez noc później, późnym popołudniem, gdy Cienie będą dłuższe i smutniejsze niż są później, przeczuwam to podskórnie wszystko nagle utnie się, przemieli na proch jeszcze pocieszam się, że jestem rozkoszne czując dreszcze od nadmiaru i żądz... i żądz... i żądz... Później, przeczuwam to podskórnie wszystko nagle utnie się, przemieli na proch jeszcze pocieszam się, że jestem rozkoszne czując dreszcze od nadmiaru i żądz... i żądz...