Bonson - AF7 lyrics

Published

0 199 0

Bonson - AF7 lyrics

[Zwrotka 1: Bonson] Nie biorę wiele, podobno na miejscu znajdę wszystko Ciśnienie skacze, jakbym czekał na ten wyskok I się łapię, kurwa, na tym, że mi nie jest nawet przykro Wręcz przeciwnie, aurę mam zajebistą Ostatni raz przez okno patrzę na to miasto I nie wiem, czy zacząć warto, się dowiedzą - za to skarcą Zawsze telefon okej, banknot jest, i tamo też Nagle "niedostępny", to się, kurwa, zaczną drzeć Spakowałaś rzeczy? Spoko, ale weź połowę Na miejscu wszystko znajdziesz, tak, o, "se weź cokolwiek" I nie patrz na mnie takim wzrokiem, dobrze wiem co robię Chociaż decyzje podejmuję często w moment Wyrzuć telefon, połam kartę, skasuj Facebook Albo nie kasuj, będzie beka jak chuj z wersów typu "Jejku, jejku, nie ma ich i dokumentów nie ma Ktokolwiek widział ich, no coś tu menciu nie gra" Serio, klucze w kiermanie, hajs w kopercie, jakoś będzie A Wam tylko zostawiam tamto zdjęcie I za mną to, co było dla mnie jak powietrze Moje miejsce, moje życie, nowe miejsce, jakoś będzie Uwierzyli - ja straciłem wiarę Bo, kurwa, ile można już gapić się w ścianę? Za chwilę balet, promile, dwa dni przespane Blizny, długi, awantury - ja tak żyć nie chciałem Ostatni raz zamykam drzwi za sobą, mam nadzieję I wreszcie zrobię tu coś sam dla siebie Na drugim końcu świata mam kwaterę List pożegnalny masz nagrany na kamerze [Zwrotka 2: LaikIke1] Miałaś szczęście, że mnie wychowała Elżba Bo inaczej na golasa skakałabyś z drugiego piętra Na beton, a tak skaczesz na kanapę Którą wyjebałem oknem, bo myślałem, że Cię trafię Łap telewizor, i szafkę, i lakier Zostawię se noktowizor, bo dalej jestem dzieciakiem Skacz potworze, i skończ się, kurwa, pastwić Bo przysięgam, że otworzę planszę swojego Jumanji Przypełznie po Ciebie coś, czego nie nazwałby Darwin I podam temu czemuś sos do dań z jebanej karmy Rosną mi skrzydła w miarę Twojego tu nie być Pluję rosą na Twój dywan, może w końcu będzie świeży Wypierdalaj z serduszkami z luster, jebać miłość Cieszę się, że dzisiaj usnę bez aikido Ściągam metalową obręcz z czaszki, wyjmuję śrubki I mamroczę barytonem, że pierdolić takie fruźki Zostawiam Ci przyjaciół, wiadomo za kim będą Idź im powiedz o jebaniu i wspólnym myciu zębów Zostaję tu gdzie kimam, moi kumple kładą chuj Pewnie przytargają (?), i wódkę, i susz Nikt nie spyta o co poszło, każdy wie od dawna Że jak muszę się barować z kosą, to o tym nagram Uwierzyli - ja straciłem wiarę Bo, kurwa, ile człowiek może trawić diament? Za chwilę wstanę, zabiję, zanim Cię spalę Psy dostaną murder alert Na drugim końcu świata masz kwaterę List pożegnalny przyjdzie z właścicielem I mam nadzieję, że ułożysz sobie życie Z typem, który ma wyjebane na moją ulicę [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]