[Verse 1: Bonson] Noc, pokój, biurko, spokój, północ Nie wiem czy nadejdzie jutro, półmrok Pusta kartka, długopis Pusta flasza i co z tym zrobić? Piszę, a... a zresztą Umarły poeta albo ten przed śmiercią, nie wiem Albo ten przed zemstą, chciałem być tam teraz Ale wiem, że nie chcą mnie Ostatni raz piszę list Nieważny czas, zdycham dziś Nieważne jak, bo za życia Wy nie widzieliście mnie Ja tonę w zmysłach tych Ta noc to freestyle, gdy na biurku leży ta broń Usłyszysz wystrzał dziś To moja przystań gdy Wielu tonie nawet nie wie, która wyspa ich jest Dosyć mam już powoli, w nocy strach nas znów goni Miałaś być tu nie pozwolić, żebym sięgnął po broń Wiedziałaś, że jestem chory przecież Nie daj się, już wypiłeś Nie walcz- z drugiej strony słyszę Mam już dosyć, nie wiem co robić Chcę to wyrzucić z głowy [Verse 2: Bonson] Otwieram oczy, wiem, że boję się tu I wiem to koniec jest już bliski Znowu patrzę na broń Kaszlę, bo przez te fajki cały pokój w dymie Cały spokój wymiękł Chcę znów poczuć, że żyję łza do oczu płynie Nie, nie mogę się poddać, tyle przeżyłem Przetrwać jeszcze tą noc muszę Przestań wiesz, że to zrobić muszę Wiem to coś tu jest, przez co Nie mogę przestać, znów się duszę Wiem jest tam nabój w środku Piszę sms-a "Kocham Cię na zabój kotku" Proszę, przyjdź zobaczyć moje ciało w worku Pożegnaj moje ciało w worku Podnoszę broń, boję się Podnoszę wiem, to zrobię, więc... Ten jeden strzał, wcześniej powiem "Cześć" Widzę już lufę gdzieś z boku...