Bonny Larmes - Gwiazdy lyrics

Published

0 139 0

Bonny Larmes - Gwiazdy lyrics

Kuba Knap: Dym wspina po szybach się jak alpiniści na Mariott Ja siedzę i kminię jak kręci się, potem hasam sobie jak Mario Jak wtedy na bombie kiedy z ferajną zrobiliśmy sobie włam Na stadion narodowy jeszcze zanim go otwarto Trzymamy sztamę ze starą gwardią, tak jak oni wiemy, że warto I niezależnie ile tamci zgarną, my mamy się karmić prawdą Nie być świrem jak Charlie Manson, parać się partyzantką I wiedzieć co zrobić, jakby ci kurwa admin konto zamknął Brown się tutaj źle kojarzy, mi się kojarzy z ruchem Ludzie uwikłani w chaos, jak w przyczynę i skutek Ci co widzą mało, niewiedzą co to myśli strute Ja zawsze miałem focha na system, dziś to robię z przytupem Mówię językami nie myślę, co gramatycznie, co tyczy grama bez ciśnień Ogarniam nadal jak mistrz se, mam wizje, że będzie błysk więc Pizgnę historyjkę jak Hrabal, bejływemyszon, niech inni piszą Knap, perpettumobile się opalam i błyszczę, łyso? Ref: A gdzie wyląduje nie jest wcale pewne Wszędzie widzę coś co mi otwiera gębę I to taka wczuwa, jak u was mordo Tylko twoja sprawa czy chuja widzisz czy kosmos 2x O.S.T.R: Ile słońca w naszym mieście, nie widziałeś tego jeszcze Centymetr po centymetrze, kobiece wdzięki odkrywają poezję Każdy chciałby popatrzeć, skręcony kark nie ma prawdy bez następstw Wyobraźni doraźnie nie zamknę, atrakcje lokalne odp**ne od zawsze na sankcje Długie nogi - Cameron Diaz, z kamerą chwila - Shakira Czy to mózg mój nagrywa, no i znów tu nawijam Kwestia dobrego gustu i kunsztu co wyraz Jestem dzieckiem słońca, mierzę szczęście w stopniach Wierzę w sens ten, od lat temperatury w mieście, żar jakbyś przyłożył serce do ognia Napromieniowany, słońcem nafaszerowany, proszę brat odetchnąć daj mi Żar to z nieba piekło dla żniw Zimna woda w gorący dzień, klimat jeziora myślę, jak zdobyć cień Przemierzam powoli wszystkie mięsnie jak Shrek Jestem brzydki, zielony, Larry Bird z ŁDZ Tatry, Mazury, Bałtyk, nie trzeba patrzeć do góry w gwiazdy Adrenalina, ej, który to zastrzyk, dla niego klimat struktury magii Nic o nas bez nas, schłodzona perła, schłodzona przez piach, a może nie gram Leżę jak zieleń czy na jezdni zebra, spalony niebem, trafię pierwszy do piekła Ref: A gdzie wyląduje nie jest wcale pewne Wszędzie widzę coś co mi otwiera gębę I to taka wczuwa, jak u was mordo Tylko twoja sprawa czy chuja widzisz czy kosmos 2x Numer raz: Sięgam tam gdzie wzrok nie sięga i nie lękam się już cienia Czarne dziury, karta, ręka, w parę kroków od potępienia Iluzja bez rąk drżenia, powieka bez mrugnięcia Chcesz gwiazdkę z nieba, nie ma, to nie święta wzywa ziemia Światopogląd, horyzonty, halo kosmos, jointy, odlot Samosądy, świat jest podły, na nic modły, mordy mordor Na nic lobby, tylko wolność, takie hobby, co poradzić Lepiej wsadzić kij w mrowisko, niż po prostu się wysadzić W łeb dostałeś, widzisz gwiazdy, to mamy nazwy planet Dziwne jazdy, różne same, mądre głowy znów naćpane W imię wszystkich świętych amen, eksperuje inne światy Atrament znów dał plamę, a wyobraźnia jest na raty Takie kwiaty, na tym stoję, żyzna gleba, ja znów latam Możesz myśleć niezły pojeb, ja to z tyłu mam i wracam Ludzie mówią różne rzeczy, ja na Knapa płytę gadam Nie zamierzam się z tego leczyć, znowu lecę, chwila, spadam Ref: A gdzie wyląduje nie jest wcale pewne Wszędzie widzę coś co mi otwiera gębę I to taka wczuwa, jak u was mordo Tylko twoja sprawa czy chuja widzisz czy kosmos 2x