Bitfon - Złota jesień lyrics

Published

0 96 0

Bitfon - Złota jesień lyrics

[Zwrotka 1: Bitfon] Złota jesień, pusta kieszeń, druga drobne niesie Bez perspektyw gdy sumienie drze się z wyrzutami Pierwsze wersy do bólu złożyłem jak origami Jeszcze kilka dni zanim popierdoliłem studiami Szybko zrozumiałem, że coś kończy się i coś zaczyna Gdy pierwszy raz adresowałem paczkę do Cieszyna Kurwa, a przede wszystkim w imię Ojca, Syna Daj zdrowie jego matce i wiarę ojca w syna Jak będzie trzeba będę zapierdalał Robił papier bo nie zrobię go na rapie (nara) Wiem jak czuje się ten, komu pot już kapie z rana Nie ten kto od rana, później za szkło łapie w barach, sorry To dawno skończony ciąg jak algorytm Fajnie, że dzwonisz, lecz nie pójdę pić z Tobą na tory Nie wejdę w to jak w kolejne niedojrzałe love story To co było nauczyło skurwysyństwa i pokory [Zwrotka 2: Bitfon] Wyobrażałeś sobie przez całe życie na farcie A Sokół miał rację, życie depcze wyobraźnie Podpalam nowy, kiedy stary zapał zgaśnie Myślisz inaczej, sorry, raczej słabo znasz mnie Upur się troi, gdzies daleko stoi Blask victori, mój osobisty Olimp Nie chodzi o ramy, Bitfy nie wskoczy na Olis Nawet moje miasto tamte smutne rapy woli Ale spoko, dziś przecieram szlak jutrzejszym krokom Poto żeby być gotów do walki jak coprobo Nie opowiem o planach, bo powtórzysz moim wrogom Poza tym nie ma czasu, bo chodzi o liczbę mnogą Był prolog jest epilog, coś Ci się pomyliło Bo prolog jest teraz, siemano bardzo, mi miło Dojdę za horyzont drogą krętą, zawiłą Potrafię napisać, nawinąć, dawaj mi bilon