[Grabson]
Ostanio parę lat miałem w głowie niezły burdel
Dziś wiem, że to czas przykręcić sobie śrubę
Przez te lata chude pisałem tłuste wersy
Więc wiesz, że do presji nie miałem tu pretensji
Inni myślą o pensji ja chyba nie potrafię
Bo dziwnie się z tym czuję oceniając jako raper
Kładę lagę na papę frajerom bez gwarancji
No h*mo, wiadomo to jest forma ignorancji
Mam standardy niezależne jak Ubuntu
A dziś moje poglądy chyba idą w złym kierunku
Dobra, japa! nie przypisuj mnie do struktur
Od ogólniaka tu zrobiłem trzy kierunki studiów
Żadna szansa marna karma a.k.a. bistro
Ja zamiast kłamać daję opór jak rezystor
I ponad dźwięki wbijam go jak pierdolony Bristol
Pyski pizdom wyginają się jak brystol
I czuję kto jest blisko, a kto mnie tu ocenia
Ja daje wolną rękę nie próbuję ich tu zmieniać
Bo wiem nawet w piekle będą jak niebo i ziemia
[Refren]
Są realia, dla których mógłbyś zabić
Bo życie nie ustala nieprzekraczalnych granic
Są plany, choć często z nimi się mijamy
A w całej układance zwykle zostajemy sami
[Grabson]
Strach i trema to bliźniaki jak De Vito
Ty naucz się doceniać dobre życie jak Carlito
Gram z publiką, kręcę prestiż jak Nolan
I robię chyba wszytko żeby jeszcze nie zwariować
Od A do Zet tu jestem A jak Amsterdam
Jakbym wchodził na Arenę A jak Ajax Amsterdam
Na przebłyski zła rzucam cienie wątpliwości
To moja dyspozycja nawet nie wiem kto ją dał
Ale nie wymyślam sobie życia tu jak Billy Brown
Szach i mat! zbijam piony tu jak laufer
A dobre linie dają mi te klasę jak w PHP
Kolokacje mam ze stylem i respektem
Szacunkiem wam płacę, a nie kurwa szelestem
Między wersem łapię Oddech jak Proceente
Konkurencję - kłuję w brzuch jak Seppuku
Bo zanim zrobią ruch będę śmiał się do rozpuku
[Refren]
Są realia, dla których mógłbyś zabić
Bo życie nie ustala nieprzekraczalnych granic
Są plany, choć często z nimi się mijamy
A w całej układance zwykle zostajemy sami