[Zwrotka 1]
To był dziwny sen, pełen dziwnych scen
I ludzi którzy z ubrań nie odrywali cen
Pamiętam, że był dzień, siedziałem w głębi korytarza
To jakbym odtwarzał ten z wizyt u lekarza
Ktoś się odgrażał, że zaraz rozkurwi sale
I też miał metkę z ceną i ja też taką miałem
Inny gryzł palec jakby nie mógł uwierzyć
W ogrom tego z czym jego ego miało się zmierzyć
Jeszcze inny tu przeżył przemianę w syna boga
I wznosił modły jakby to była Synagoga
A wszechobecna trwoga dawała znać o sobie
Czułem ją w drących dłoniach, widziałem ją w oczach kobiet
Ktoś puścił plotkę w obieg, że zaraz się rozpocznie
Serce zabiło mocniej gdy otwarto drzwi na oścież
I poczułem emocje i przyspieszające tętno
Gdy zacząłem rozpoznawać twarze siedzące tu ze mną
Niektórym wszystko jedno było jakby już znali
Odpowiedź na to co nas wszystkich czeka tam na sali
Niektórzy dopisali sobie kilka zer na cenach
A mnie tu stres pożerał gdy patrzyłem na ten teatr
Lecz zamilkła scena gdy wydano komunikat
O tym by wchodzić do środka gdy nazwisko twe wyczyta
Głos z głośnika i nie pytał o nikt nic i wszedł pierwszy
Znałem go z widzenia szanowałem jego wersy
Stres targał moje nerwy myślałem, że nie wyrobie
Gdy padł strzał i usłyszałem jak ciało pada na podłogę
I tak co osobę strzał nikt nie wracał zza drzwi
Aż przyszła moja kolej więc wszedłem tam i
[Bridge x2]
To był pokój a w nim lista, na niej nasze nazwiska
Wzywała nas komisja, aby przyjrzeć się nam z bliska
Za pociągnięciem cyngla oni obiecywali skarb
I wchodził artysta i padał wystrzał
[Zwrotka 2]
Poprosili żebym usiadł i podał im swoją wartość
Abym zerwał metkę z ceną i odczytał zawartość
Powiedziałem nie warto czułem, że coś jest nie tak
Bo słyszałem tyle strzałów ale nie było tam ciał
Pytałem czemu ja i o to co się ze mną stanie
Mówili bym się nie martwił, odpowiadał na pytanie
A ja czułem kołatanie serca odczytując cyfry
Jakby z kodu kreskowego moich snów i moich myśli
Spytali czy chce by się ziścił mój sen
O paśmie, korzyści, ambicji i scen
Tego świata i dzieł które mógł mi przeplatać
Tu w każdy dzień i latać wciąż latać
I z niebem się bratać odwiedzając gwiazdy
I mieć wszystkie skarby, klejnoty, złote karty
Wszystko czego chce każdy, wszystko w jedną sekundę
Wszystko to mogę mieć ale pod jednym warunkiem
I podeszli ku mnie kładąc przede mną pistolet
Tłumacząc, że stoję w tym momencie przed wyborem
I to którym pójdę torem jest istotą tej wizyty
Odepchnąłem więc rękojeść nie ufając obietnicy
A oni stali jak wryci a ja widziałem wyraźnie
Że strzelając zabijam nie siebie a wyobraźnie
Krzyczałem, że nie dam jej bo bez niej nie ma mnie
Wyszedłem trzasnąłem drzwiami i obudziłem się