[Zwrota I] Raz Arab-harpagan wpadł na targ jak huragan Drab zdewastował stragan robiąc raban à la Kazaam Saba zapowiada bałagan, lud Boga błaga Na świat lada dzień spadnie zagłada, zapanowała wrzawa Na lądzie osiadła łajba Sindbada żeglarza Garbaty tragarz na barkach targa skarb dla handlarza Ali-Baba siadł między garbami wielbłąda Mustafa z bata smaga zad karej maści mustanga Szlakiem Sahary wiedziona przez Czyngis Hana Człapała karawana tobołami obładowana Azyl pod palmami i w dali widziana altana To sprawka szatana, tak zwana fata morgana Sauna cała zaparowana oparem z afgana Zza parawanu wyłania się naga poddana sułtana Kark jej oplata liana trzymana przez pana Biodrami wije jak kobra grą zahipnotyzowana W knajpie gra harfa, w ustach starca wodna fajka Szajka szejka stąpa po kaflach, które zdobi mozaika Ahmed zjada kebaba, na ławie stygnie kawa Klan szarlatana układa plan zamachu w ramadan Na kolana pada wataha wyznawców Allaha
I błaga pana, by z nieba im dana została manna Szaman spija z dzbana nektar zwany Soma Data końca świata objawiona w snach proroka [Hook] [Zwrota II] Trzeciego oka czakra otwiera wrota dla mistyka Apokalipsa coraz bliższa, jasnowidza wizja mglista Mag-wróżbita z kart tarota czyta, w tle tli się szisza I kadzidła; krew zalewa biel półksiężyca Dymu kłąb znika niby pustynny miraż Zza firan baldachimu wezyra wychyla się Shiva Kijami wywija, szyję mu owija żmija Zaczarowana przez fakira, który w deski wbija pinezki święty turecki bestii nie da zwieść się ze ścieżki Na dywanie z Persji, w turbanie lewituje do Mekki Maharadża pod parasolem spaceruje tarasem Zdzierając haracze, zapasy kasy gromadzi za pasem Tymczasem Aladyn trze lampę wzywając Dżinna Który bez zbędnego ględzenia spełnia trzy życzenia Obok gdzieś słoń dźwiga sto kilo kawy Tchibo A pyton zdycha rozdeptany przez wielbłądzie kopyta