Siedzę i gin natury piję, w mroku oddycha cisza
Jak film w ponurym kinie płynie leniwie czas dzisiaj
Ludzka natura hien każe nam biec po trupach
W miasta konturach ginie wiara, Bóg nas oszukał
Z czasem odpadli za swoim kokpitem
Ci wbici w mrok cyfer ja wbity w blok liter
Mieszam wciąż pot z pitem, wciąż ta sama wojna
Zmienia się front bitew, pomimo klątw wciąż idę
A zegar bije, kumple - wielu zostało
Wielu odeszło własną ścieżką jak zeszłoroczny śnieg
Tworzą przeszłość z resztą paru spotykam
Lecz to duplikat, te same mordy, reszta to falsyfikat
To paru z mego klanu po halucynogennym haju
Stanęło na skraju, zgubił ich nałóg
Stali bywalcy barów, ślepych uliczek, ciemnych kuluarów
Wypłynęli w canoe na podbój oceanu
Jakiś czas minął, ekipy jak domino posypały się lawiną
Inni jak szli tak idą mila za milą
Lecz jak Willow drogi mylą zdominowani przez bilon
Nominowali boginiom chciwość - ona jest siłą
Po to mam oczy żeby nie iść jak lunatyk
Usta żeby zawsze bronić prawdy
Stopy żeby zostawiać ślady
Ręce mam po to by zbudować życie na tym
Po to mam oczy żeby nie iść jak lunatyk
Usta żeby zawsze bronić prawdy
Stopy żeby zostawiać ślady
Ręce mam po to by zbudować życie na tym
Lat dwadzieścia dwa żyję w tym mieście
Moją profesją rap spokrewniony z osiedlem
Wielu ludzi tu znam, wielu już wcześniej
Bo od najmłodszych lat chcąc wzbudzić tani respekt
Zaczynał on od drobnych przestępstw
Dziś budząc tylko głosy owych potępień
Życie współczesne, osiedla wnętrze, piętro po piętrze
Moda by maczać ręce w nieodpowiedzialnej deal'erce
U nich wyroki, sprawy, paragrafy, pobicia
Dla mnie trzy kroki aby parafrazy trwały na bitach
Przy nich sankcje nagminne
Dla mnie osiedla wnętrze gdzie rap ma wydźwięk
Piszę po dziś dzień, piszę dziś o nich
Wielu znajomych, wielu strapionych
Pogrążonych w płyciźnie trwoni, trwoni to co ma
On, on i ona, o nich gaśnie nadziei promyk
Stają się archaizmem, pomyśl, to nie pasuje do mnie
Myślałem, że nie pasuje też do nich
Do tego dolicz kilku znajomych w roli fanatyków kiboli
Tylko kto pierwszy przegra - on, ona, ja czy oni?
Po to mam oczy żeby nie iść jak lunatyk
Usta żeby zawsze bronić prawdy
Stopy żeby zostawiać ślady
Ręce mam po to by zbudować życie na tym
Po to mam oczy żeby nie iść jak lunatyk
Usta żeby zawsze bronić prawdy
Stopy żeby zostawiać ślady
Ręce mam po to by zbudować życie na tym
Inny niż wszyscy, małolat bystry
On był z tych co mają wrodzony instynkt
Inny niż wszyscy, przekrętów mistrz był
Żył z patentów licznych, robił hajs nie zawsze czysty
Mawiał - daj mi dwa, a zrobię cztery tysiące
Wtrącę - mam konkretnie dopracowany koncept
Daj mi czas, a pomnożę pieniądze
Zrobię to w cztery tygodnie, a nie w cztery miesiące
Miliard w rozumie no i miliard na koncie
Duża inwestycja z kumplem w północnej Polsce
I się przeliczył, bo od czego są wspólnicy
Zaufał, pożyczył i został z niczym
Był niezłym cinkciarzem, rozmawiam z nim czasem
Lubię posłuchać jak opowiada jak był asem
Jak bił kasę, a teraz musi pić na sen
By zdusić w sobie mit marzeń, wir wydarzeń
Pije dopóty dopóki nie urwie mu się film
W barze wstaje gdy na zegarze szósta, bo taki mus ma
Susza w ustach i rusza drogą krętą
Unika lustra, był łowcą - został przynętą
Każdy ma własne życie i własną drogę, którą idzie
Każdy ma rozpisany każdy dzień i tydzień
Każdą godzinę i minutę, radość i smutek
Przyczynę, skutek, dokładnie jak przez lupę