W samym sercu miejskiej dżungli, pogodzeni z tym jak jest
Mamy czas by się wkurwić, choć nie mamy go na seks
śpimy rzadko i krótko, gonimy często i wściekle
Co raz zapijając wódką te wspomnienia o piekle
Pięknie, kumple mi mówią, żebym cisnął to
Podoba im się że jestem indywidualistą ziom
Ponoć kumają wszystko, co? niech tak myślą, bo
Raczej nie chcę być stażystą, jakąś zwykłą pizdą, boy
Kilka istotnych spraw zrozumiałem lata temu
Chcę zrobić rzeczy w życiu których tata nie mógł
żyję szybko, robię głupie rzeczy, latam, czemu
Nie chcę by mnie wcześnie porwał jakiś kurwa atak genów
Scenariusz trupi, ale takim jestem typem
Nie jestem głupi, ojciec nie zmarł mi na grype
Witaj w świecie, w którym króluje niepewność
Już na pierwszych płytach wspominałem o strachu przed śmiercią
Gubiłem sens, co? wrócić rzadko się staram
Wóda, bar, wóda, bar, parkiet i nara
W głogowskich barach znam chyba każdy zakątek
W każdą niedzielę zmowa na kolejny piątek
I nie chcę im mówić a nie mówiłem, ale wiedziałem, że to się nie kończy
Jeśli to lubisz, robisz co chwile, ja próbowałem to w sobie wyłączyć
Nie winię kumpli, nie mam im za złe, życie ma trochę szalony przebieg
Już się nie dziwię, że ich znalazłem, zawsze szukałem znajomych pod siebie
Cisnę dalej, nie mam czasu na refreny
Nie mam czasu śpiewać o tym, że ktoś siada w oknie, przemyśl
Wszedłem w to bagno, pokochałem chory przemysł
No to jadę z rapem w polskę, zostawiając tu problemy
Kojarzysz morde, grałem w twoim mieście kiedyś, łał
Ktoś z twych znajomych po koncercie ze mną chlał?
Koleżanki twoje widziały pokój w hotelu?
Sorry, nic o tym nie wiem, popytaj innych raperów
Nie chcę być idolem, myślę o was czasem
Lubię rozmawiać o wszystkim kiedy wyruszamy w trasę
Lubię budzić się w hotelach, kiedy kac głowę rozerwie
Lubię cierpieć, choć w kurwę tego nie cierpię
Egoista? czasem nie jestem w nastroju
Spory dystans nie przeszkadza mi, mów mi Jarosław Fojut
Kiedy widzisz, że gdzieś znikam, nie gniewaj się mała
Nie mam czasu by stać w miejscu, więc siema - i nara
Nie zabiorę cię ze sobą, bo nie po to tu jestem
Robię rap by cieszyć ludzi, nie by być jak Hugh Heffner
To skojarzenie chyba w końcu wystarczyło
Choć jest jak połowa raperów i sk**sy - na wyrost
Czterdziesty piąty wers i wcale nie mam dosyć
Chcę mieć tej forsy fest, i zarabiać kokosy
Pieprzę ten ostry festyn, słyszałem głosy
że nie łapię się pod treści, które kochają młokosy
Populiści, to jest to co tu niszczy
Rap o wszystkim, hajs, sława i cycki
I nastolatki rapujące o shot-gunach
Wykonujące polecenia mamusi kurwa od rana
Masz tu faceta, który zgubił się sto razy
Ciągle ucieka, choć nie wierzy w żaden azyl
Masz tu człowieka, co umiera i nie pieprzy
I jeszcze ci tu o tym wszystkim piszę wersy
Cisnę dalej, nie mam czasu na refreny
By ktoś pod nosem tu śpiewał mogłeś tam być Tomek kiedyś
Na koniec dojebie prywatę
Bo chuj wie kiedy mi przyjdzie powiedzieć nara ze światem
Synu, pamiętaj, że jesteś jednostką
Szukaj we wszystkich chwilach tych, które Cię wzmocnią
Nie chowaj gardy, nie nadstawiaj policzka
Bądź uparty, nie do zdarcia, choćby cały świat cię wyśmiał
A jeśli damy ci siostrę
Nie popełniaj mego błędu i zawsze traktuj ją dobrze
Przyjdzie moment w waszym życiu, kiedy zrozumiecie
że macie tylko siebie na całym pieprzonym świecie